Pokiwał głową, a ja podniosłem prawą brew i zmarszczyłem przy okazji czoło, bo czy on aż tak na serio należał do jednostek tak posłusznych?
Ładnie wkuli mu te wszelakie zasady, nie zaprzeczę.
Albo raczej wpisali.
Westchnąłem i zaplotłem ręce na klatce piersiowej, gdy to biedne stworzenie przeszukiwało swoją torbę w poszukiwaniu jednej paczuszki chusteczek, bez których i tak bym sobie poradził, choć nie narzekałbym, gdyby jednak je znalazł, po klejące się palce oraz broda nie należały do moich ulubionych stanów bycia. Ostatecznie znalazł je i z delikatnym uśmiechem (wyjątkowo podobnym do tego Oakleya, co trochę zbiło mnie z tropu na krótką chwilę) podał mi paczuszkę, którą bardzo chętnie od niego odebrałem, skinąwszy głową. Zapadła cisza, podczas gdy ja zająłem się swoim obrządkiem.
— Jak chcesz — odezwał się, gdy już skończyłem i zostałem z tą jedną, biedną chusteczką w dłoni. — Mogę przynieść ci jeszcze jakiś owoc...
Parsknąłem śmiechem, kręcąc głową zaprzeczająco.
— Nie, dziękuję, jedna pomarańcza mi raczej wystarczy — stwierdziłem, uśmiechając się do chłopaka. — Ale dziękuję za propozycję, doceniam, i to bardzo, nie mogę zaprzeczyć — dodałem szybko, po czym skinąłem głową i podszedłem do niego jeszcze bliżej, wkładając dłonie do kieszeni spodni. — W czymś jeszcze pomóc, choć na razie to ty uspokoiłeś mój głód?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz