Zostałem.
Po co kurwa nie wiem, ale zostałem i w sumie nawet byłem zadowolony ze swojego wyboru.
Bo dlaczego by nie powarczeć jeszcze na zazdrosnego Davona. Dlaczego by nie zrobić drugiego podejścia z Nivanem i tym razem po prostu się nie odzywać, pozwolić działać trochę prymitywniejszym żądzom, a nie rzucać idiotycznymi komentarzami, które zdecydowanie psuły całą atmosferę. Dlaczego by nie pogadać jeszcze z Izel, fioletowowłosą dziewczynką, która zdecydowanie wlazła mi pod skórę i chyba nie planowała się stamtąd wynosić, na co raczej nie narzekałem. Dlaczego by nie popatrzeć ukradkiem w zielone oczy, które, przynajmniej miałem taki wrażenie, błyszczały coraz bardziej z każdym dniem, tak po prostu odnajdywały coraz więcej szczęścia, co i mnie w pewnym stopniu radowało.
Dlaczego by nie wpaść na rozryczaną nastolatkę, Diaskro Ophelion we własnej osobie, roztrzęsioną, bez tej zadziorności, która zawsze mnie irytowała.
— Przepraszam — mruknęła chłodno i, och, komuś chyba ktoś nacisnął na odcisk.
Chwyciłem dziewczynę, która już chciała uciekać we własną stronę, za nadgarstek (raczej niezbyt delikatnie) i przyciągnąłem ją do siebie, by spojrzeć na nią znudzonym wzrokiem.
— Gadaj, Ophelion, kto ci serduszko złamał i komu mam przypomnieć, że tego się nie robi, a przynajmniej nie w taki sposób, sądząc po twojej mince — warknąłem, w sumie sam nie wiem dlaczego, ale kto wie, może był to chwilowy przebłysk dobroci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz