I oto minął semestr numer jeden, a je nie zrobiłem przecież nic ciekawego, więc po prostu sennie snułem się za każdym razem po szkole, szukając i szukając okazji czy ciekawych person. Dobra, oczywiście, że podenerwowałem Dextera, który już zaczął znaczyć swojego bogu ducha winnego partnera, no cóż, na to poradzić nic nie mogłem. I zgodzę się, w walentynki bawiłem się doskonale, a wesoły rysunek pieska ze skrzydłami zajął na biurku specjalne miejsce, ale na tym się to wszystko skończyło. Puszczałem ładne uśmieszki, chłopak w niebieskich włosach nagle stał się chłopakiem w różowych włosach, siostra Przewalskiego o dziwo była mocno śnięta, co zdecydowanie mi się z nią nie kojarzyło, a stan mojego ojca się pogorszył i, kurwa, to nie tak wszystko miało wyglądać.
A jednak wyglądało, a ja po raz tysięczny snułem się po korytarzu z dłońmi w kieszeniach spodni. I oto pewne zagubione stworzenie przykuło moją uwagę, może to przez te fioletowe włosy, a może jednak przez tę spinkę ważki pomiędzy tymi kolorowymi pasmami. Podszedłem do niej z uśmiechem na ustach, bo wyglądałaby, jakby czegoś szukała. Lub kogoś, kij tam wie. Westchnąłem, przewracając oczami, a po chwili znowu powróciłem do przyjacielskiej postawy.
— Może mógłbym w czymś panience pomóc? — zapytałem, pochylając się obok dziewczyny i spoglądając na jej twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz