— Tak, tak, pani botanik — parsknęła, odpowiadając, a ja posłałam jej nieśmiały uśmiech i schowałam za ucho pasmo włosów, które zdążyło oczywiście uciec z kucyka. Bo w sumie to nigdy nikt mnie tak nie nazwał, a jednak gdzieś w skrytych marzeniach chciałam zostać właśnie poważną panią botanik, która wykładałaby na najlepszych uniwersytetach, zdobywałaby nagrody w konkursach czy odkryłaby coś przełomowego. Ale do tego jeszcze trochę. — O równowadze świata nawet nie wspominaj, męczy nią i dręczy. No i zaskocz mnie — oświadczyła dumnie, a ja pokiwałam głową, przyjmując wyzwanie.
— Mogę ci pokazać nad czym aktualnie pracuję — odpowiedziałam szybko, odpychając się od podłogi i przejeżdżając na krzesełku do kolejnego biurka. — Ogólnie bawię się w genetyce i w sumie to jest dla mnie najciekawsze, próbuję stworzyć nowe rośliny, modyfikować te codzienne, głównie w kierunku medycyny, bo ta mimo że rozwinięta, to jeszcze nie jest dla mnie na odpowiednim poziomie, jeżeli mam być szczera — stwierdziłam, ściągając brwi i wyjmując moje pudełko z notatkami, próbami, eksperymentami i tego typu rzeczami. — Co prawda nie mam tutaj warunków do najprawdziwszej modyfikacji genetycznej, raczej bawię się na samych kartkach i po prostu myślę, bo przy próbach badawczych... No. Rośliny umierały, pewnie gdzieś popełniałam błąd, jeszcze go nie znalazłam, możliwe, że to przez moje ostatnie nierozgarnięcie i stres, i... — przerwałam gwałtownie, spoglądając na dziewczynę z nieskrywanym przerażeniem, bo troszkę się rozgadałam.
Troszkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz