Uczucia dziewczyny prawdopodobnie były mieszane, świadczyła o tym wciąż zmieniająca się mimika i nieco skrępowane ruchy, jakby bała się zrobić niektórych rzeczy, wypowiedzieć niektórych słów i w sumie, to jej się nie dziwiłam. Po takiej akcji w tak krótkim czasie.
Ale chyba było lepiej. Przynajmniej tak wyglądało i to jako tako mnie usatysfakcjonowało.
Stukot długich paznokci, uderzała nimi o blat. Przypomniałam sobie o swoich, przykrótkich, z obdartym lakierem, bo dalej nie nauczyłam się o nie dbać.
— Niech Yamir nie topi się nam z gorąca, bo kto będzie dbać o równowagę — odparła i chyba nawet się uśmiechnęła, w każdym razie coś tam drgnęło. No, chyba nawet przeczuwałam, co to mogło być. Żartuję, oby nie. — A co chcesz zobaczyć, mogę ci pokazać całkiem dużo, ale jednak budowa roślin jest pośród nich mocno zbliżona. No chyba że jest się ekspertem — dodała, puszczając mi oczko. — Takim jak ja, na przykład — zakończyła wypowiedź gromkim śmiechem, a ja skrzywiłam się lekko i przewróciłam oczami.
— Tak, tak, pani botanik — parsknęłam w odpowiedzi. — O równowadze świata nawet nie wspominaj, męczy nią i dręczy. No i zaskocz mnie. — Tym razem to ja puściłam jej oczko, jednak nie obdarowując jej tak gromkim śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz