poniedziałek, 5 marca 2018

Tu miejsca brak na twe babskie łzy [6]

— Aż tak? Czy my mówimy o tym samym, spokojnym, złotookim Yamirze, jednym z większych dóbr tego uniwersum i człowieku dbającym o równowagę świata? — Pokiwałam głową, bo jednak co prawda, to prawda, sama do końca nie rozumiałam, co wstąpiło w Hindusa, ale gdy usłyszałam jego wersję wydarzeń, spowiedź szczerą, to musiałam przyznać mu absolutną rację. — Gotowe — dodała, odsuwając się od mikroskopu. — Te większe kropki przecięte kreskami to aparaty szparkowe, tym rośliny pobierają dwutlenek i wydalają tlen, i to doskonale udowadnia, że jednak należą one do żywych organizmów, ta dam. — Nie mogłam ukryć przewrócenia oczami. Za jakiego czuba uważała mnie ta dziewucha, skoro tłumaczyła mi działanie aparatów? — Wiele ludzi ma różne skojarzenia z nimi, mi to kiedyś przypominało oczka, ale to tam jak wolisz. Yamir naprawdę się tak zdenerwował?
— Tak, wręcz się topił z gorąca, a jak mi charczał nad uchem — parsknęłam nieco kpiącym tonem, nie ukrywajmy, znacząco przekoloryzowałam całą akcję, a chłopak po prostu przyszedł zirytowany, fucząc na Oakleya i chyba pierwszy raz w życiu słyszałam, jak klnie jak szewc. — No i błagam, aparaty szparkowe? — Wściubiłam oko w okular. — Mi zawsze kojarzyły się z awokado, jak mam być szczera. Albo ze śliwką. Albo czymkolwiek, co ma w sobie pestkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis