poniedziałek, 5 marca 2018

Tu miejsca brak na twe babskie łzy [4]

Nawet taka usmarana i ufyfłana była jedyna w swoim rodzaju, biła pięknością, tą typową dla tego wieku i urody dziewczęcością. Nawet taka przygaszona i nieco wypalona, dalej była jedyna w swoim rodzaju, biła ciepłem, rozsiewała pełną estetyki aurę.
Tak bardzo jej tego wszystkiego zazdrościłam. Tak bardzo, jak bardzo wmawiałam sobie, że to wszystko nie jest mi potrzebne do życia, że będąc sobą, tą nieco zgryźliwą, zgorzkniałą Illene, znajdę kiedyś sobie miejsce na ziemi, gdzie będę szczęśliwa. Tymczasem dalej trwałam w bolesnej samotności, gdzie nawet ci, którzy mili bywają dla wszystkich, zerkali na mnie spod byka z widocznym obrzydzeniem, bo nigdy nie obdarzyłam ich niczym więcej, jak zbywającym tonem na środku korytarza.
Wmawiałam sobie, że nikt nie był mnie wart.
A tak właściwie, to było zupełnie na odwrót.
— Yamir ci powiedział, prawda? — spytała, całkowicie wybijając mnie z rytmu myśli, długiego monologu, chwili zadumy. Kiwnęłam głową, uśmiechając się na widok pracującej w swoim żywiole dziewczyny, która żwawo przekręcała odpowiednie części, dostosowując wszystko, dbając o dobry widok, podgląd na cudo natury.
— Gdybyś widziała, jak zdenerwowany był — zaśmiałam się mimowolnie na wspomnienie napuszonych bardziej niż zwykle loków, na widok wypalającego człowieka, złotego spojrzenia, czy wykwitającego na policzkach rumieńca. — Musiałam mu zrobić herbatki odprężającej i zapewnić pseudopsychologiczną pogadankę. — Usiadłam na taborecie, krzyżując nogi w kostkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis