— Chodź, poobserwujemy razem struktury błędników czerwonolistnych, co ty na to? — zapytała, a ja chyba mogłam tylko pokiwać powoli głową, odsunąć się na taborecie od mikroskopu i przejechać do biblioteki próbek, które już zdążyłam sobie dawno przygotować. Wszystko alfabetycznie, wręcz czasami po kilkanaście próbek z różnych części tej samej rośliny (chociaż w większości przypadków było ich kilka, to kilkanaście tyczyło się roślin większych, o zdecydowanie bardziej złożonych tkankach). I oto w końcu dostrzegłam błędniki, kilka próbek z różnymi częściami rośliny. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie, jak denerwowałam się, gdy próbowałam oddzielić pęsetą warstwy.
— Proponowałabym zobaczenie skórki, mogę ci pokazać aparaty szparkowe, jeśli chcesz — mruknęłam cicho pod nosem, spoglądając na dziewczynę kątem oka. — Ewentualnie przekrój łodygi, w sumie to one też u nich są całkiem ciekawie zbudowane... — Każde słowo wypowiedziane jakby zza ściany, przez szkło z dziwnym smutkiem, a przecież nic smutnego się nie działo.
Prawda?
Nie czekając na odpowiedź ukochanej czarownicy, ponownie podjechałam do mikroskopu, w dłoni trzymając dwie próbki. Bo kto nam zabroni.
— Yamir ci powiedział, prawda? — zapytałam, wkładając pierwszą na stolik i bawiąc się pokrętłami, próbując dopasować odpowiednie powiększenie.
Głupie pytanie, bo kto jej miał to przekazać. Nivan? A przecież widziałam go, widziałam jak złote oczy spojrzały na mnie z przerażeniem, a nie było w nich ani krzty obrzydzenia do czerwonego nosa czy spuchniętych od łez oczu i w sumie to troszeczkę podnosiło na duchu. I kto wie, może byłam na niego przez chwilę zła, bo powiedział, wypaplał, ale jednak nie siedziałam tu teraz sama, a z kimś, kto był gotowy mnie wspierać, nawet jeżeli robił to w pokrętny sposób.
Więc pozostawało mi uśmiechnąć się delikatnie pod nosem, bo przecież świat nie kończył się na perfekcyjnym w swojej nieperfekcyjności Nivanie Oakleyu, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz