sobota, 10 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [6]

Wyglądał teraz, jakbym miała mu robić wielkie wyrzuty, oceniać go po jego nielogicznyn działaniu, a jednocześnie nie upomniał mnie. Myślałam, że każe mi się odsunąć, przestać naruszać jego strefę osobistą i znaleźć swoje miejsce w szeregu. W powietrzu dało się odczuć zawód, smutek, wahanie, całą dziką mieszankę emocji zmieloną w jedną papkę o nieokreślonej konsekwencji, a prawda była taka, że chyba nie potrafiłam być na niego zła. 
— Nie myślisz — odparł cicho. — Ty to wiesz i masz absolutną rację. — Ciche słowa, tak spodziewane, a jednak wywołujące równie szaloną burzę.  Westchnęłam głośno, gdy wysunął powoli swoją dłoń. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, zanim zdecydowałam się warknąć. Zbierałam się pierdolone siedem miesięcy i nie miałam zamiaru stchórzyć niezależnie od sytuacji. Poprzednio zawsze były te iskierki, a może znajdę rozwiązanie, wrócę, nie wrócę, może Sky wróci, może reszta wróci, a jeśli nawet nie, to zwyczajnie się bałam. Ujawnić. Powiedzieć. Pogadać. 
Ale nie mam już dziesięciu lat i jednego klucza. Teraz nic już nie miało znaczenia. A nawet... Nawet jeśli tylko na chwilę, aż się obudzę.
To w sumie nie muszą mnie budzić, wilę spać. 
— Co bierzesz? — spytałam wprost, czekając, aż znowu na mnie spojrzał. — Dlac... Dlaczego? — spytałam w końcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis