Dziewczyna, która wtargnęła do pokoju była mi nieznana. Dość wysoka, o platynowych włosach, najwyraźniej była tu nowa lub po prostu wcześniej nigdy nie rzuciła mi się w oczy. Kiedy spostrzegła co robię, na jej twarzy zagościł uśmiech. Prędko zasłoniła twarz dłonią, jednak i tak mogłam stwierdzić, że z trudem powstrzymuje parsknięcie.
— Miło, że Cię to bawi — mruknęłam, najpewniej mając przy tym bardzo skwaszoną minę. — Pomożesz mi czy mam tu siedzieć jeszcze trochę? — pewnie powinnam być milsza, bo dziewczyna miała być moim potencjalnym zbawieniem, ale jakoś nie mogłam się przemóc. Ktoś, kto już na początku zaczął się ze mnie śmiać raczej nie zasługiwał na uprzejme traktowanie.
Mimo mojego oschłego tonu, dziewczyna posłusznie podeszła do kosza. Rozejrzała się w okół, a jej wzrok zatrzymał się na globusie, który wydawał się ciężki. Złapała go, po czym pomogła mi zmienić się z nim miejscem. Ostatecznie obie stałyśmy przed piramidą, nie do końca wiedząc co robić. Zwróciłam wzrok na moją towarzyszkę. Dopiero teraz rzuciło mi się w oczy, jak bardzo intensywny kolor mają jej tęczówki. Fiolet to dość niespotykany kolor. Odchrząknęłam cicho.
— Dziękuje za pomoc — podziękowanie z mojej strony zazwyczaj było dość krótkie i niezręczne. — Chyba nie miałyśmy okazji się poznać. Jestem Jocelyn O'Connor, a ty?
Znając samą siebie na tyle dobrze, cofnęłam się jeszcze na moment analizując wypowiedź. Wydawała mi się jak najbardziej neutralna, ale z ludźmi nigdy nie wiadomo. Cokolwiek co oddycha zawsze jest nieprzewidywalne. Pytanie zawisło w powietrzu, a moją uwagę na powrót przykuł śmietnik, który poruszył się niepokojąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz