środa, 28 lutego 2018

Zagubiony przewodnik [X]

Postukałam palcami o kolano, przyglądając się zmartwiona dziewczynie i słuchałam jej odpowiedzi.
— Nie, ciężko powiedzieć, żeby wszystko było w porządku... — Ładny, lekki uśmiech zakwitł na ustach dziewczyny, jednak nie umiałam dostrzec w nim jakiegokolwiek śladu radości. — Bardzo złą, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Odpowiadając na twoje pytanie, które pewnie zaraz zadasz, sprawy sercowe, typowe rozterki młodej dziewczynki. Nie masz czym się przejmować — oświadczyła, poszerzając uśmiech i spojrzała na mnie. Dreszcz przeszedł mi po plecach, a coś w sercu ukuło, gdy patrzyłam w zielone oczy.
No tak, to zawsze była miłość.
Uśmiechnęłam się pocieszająco, a zarazem przepraszająco, bo miałam kijowe poczucie czasu i powinnam smażyć się w piekle za zwalanie się na głowę w nieodpowiednich porach, a potem po prostu ją przytuliłam. Jak nie wiedziałam, co zrobić ze smutnymi ludźmi, to ich przytulałam, mimo że nie powinnam była naruszać ich przestrzeni osobistej. Jakoś tak miałam.
— Nie wiem, co to za osoba, ale mam nadzieję, że szybko przejrzy na oczy albo ty znajdziesz kogoś lepszego — powiedziawszy to, odsunęłam się od Wandy, nie chcąc sprawić, żeby poczuła się niezbyt komfortowo. I tak przekroczyłam swoje granice. W głowie zanotowałam, że miałam pierwszą osobę do podrzucania cichaczem czekolad, kwiatków i innych drobnostek dla uśmiechu. Podsunęłam jej pudełko cukierków, które zdecydowanie jej bardziej się przyda niż mnie, po czym wstałam ze swojego miejsca. — Ja cię już nie dręczę. I dziękuję za odpowiedzi. Trzymaj się, Wando — dodałam z lekkim uśmiechem, chcąc w pewien sposób podnieść ją na duchu. Czy się udało? Nie wiem.
I to nie tak, że po wyjściu ze szklarni poszłam robić niewielką paczkę dla panny Przewalskiej. Mnie tu nie ma, ja nic nie wiem, o czym wy do mnie w ogóle rozmawiacie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis