Blondynka przyjęła cukierka, kiwając głową, a po jej westchnięciu, uśmiechu, spojrzeniu i ogółem wszystkim, co mówiło "Wolniej", wiedziałam, że znowu wyszło mi zbyt chaotycznie, zbyt szybko, zbyt nerwowo. Tak to było, gdy czegoś chciało się dowiedzieć, a twoja tchórzliwa natura nie pozwalała na bezpośrednie przyciśnięcie właściwej osoby, więc uciekałeś się do innych sposobów. Wdech, wydech, nikt nie umiera, nikt nie krwawi, a ty za bardzo panikujesz. Spokojnie, tylko kilka pytań. Pomyśl o Krzysiu, od razu ci się cieplej na sercu zrobi.
— Proponuję usiąść. I wtedy zaczniesz od początku, ok? Tylko na spokojnie, oddychaj, nie uciekam ci — powiedziała i zaśmiała się urokliwie, poprawiając włosy, a ja chętnie usiadłam na jednym z krzeseł w oranżerii, układając w głowie wszystko po kolei. Może nie miała zamiar uciec [chociaż zawsze mogła zmienić zdanie, więc lepiej się sprężać, zanim to zrobi], ale mój wewnętrzny żuk właśnie się przewrócił na plecy i nie był w stanie obrócić się z powrotem na nogi, a gdy mu się uda, to nie będzie się zastanawiał dwa razy, czy dobrą decyzją jest uciekać... I o czym właściwie ja znowu chrzanię, Izel, skupienie.
— Okej... — Trzymajmy się jednego pytania na raz... Albo dwóch, nie więcej. — To zacznijmy od tych lżejszych. — Uśmiechnęłam się spokojniej, ładniej i ogółem lepiej niż wtedy, gdy byłam rozedrganym kłębkiem nerwów. — Czy Vene nie sprawia ci kłopotów? I błagam, powiedz, że dba o siebie, bo własnoręcznie ubiję tę idiotkę, jeśli nie dba o swoje zdrowie, a wymówki, że pielęgniarz to dupek, nie uznaję — burknęłam, marszcząc gniewnie brwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz