piątek, 9 lutego 2018

Wprowadzenie: Gabriel [2]

Popalał papierosa, dymiąc mi prosto w mordę, wytrzymaj, Dexter. Jesteś silniejszy niż jakiś neandertalczyk, imbecyl nieświadomy prowadzenia wyższych gierek i bardziej zaawansowanych mechanizmów działających w społeczeństwie. Czytałeś akta, wiesz, co to za eksponat podrzucono ci na progu, nie denerwuj się, bo znowu Foma będzie marudził, że wyglądasz jak chodząca chmura burzowa. 
Odetchnąłem głęboko, starając się nie zakrztusić zapachem dymu. 
— To ty masz mnie oprowadzić po tej pięknej uczelni? — Miałem ochotę parsknąć śmiechem, czując się wręcz upokorzony całą nieporadnością tej sytuacji. Zdecydowanie nie nadawałem się na niańkę zagubionych w wielkim świecie pierwszaków, uważających się za nie wiadomo kogo i zgrywających, że stanowią jakiś wyższy gatunek pod względem rangi towarzyskiej.
Nie stanowili, jedynie dawali do zrozumienia, że można sobie o nich buty otrzeć, gdy coś się przyklei do podeszwy. Dlatego tylko uśmiechnąłem się niedbale, choć bez wątpienia fałszywie, rozpoczynając standardową dawkę porannych wiadomości.
— Dexter Davon, członek rady samorządu. Gabriel, prawda? Crowley? Zacznijmy od czegoś prostego — jeżeli ta małpiatka umie w ogóle zadawać pytania — masz jakieś pytania, wątpliwości odnośnie naszej akademii? — Lepiej powiedz je teraz, żebym mógł wyrzucić z siebie całą formułkę i zaraz potem porzucić cię w uczniowskim gąszczu. Zginiesz, zanim zdążysz się zorientować, komu nadepnąłeś na odcisk i na czyją dziewczynę wpadłeś, uderzając ją przez przypadek z łokcia. A zapach dymu papierosowego? Oakley z profesorem Remusem pewnie przybiegną, węsząc za darmową fajką. Giń, Gabrielu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis