Foma przywdział na twarz kamienną maskę, a ja mogłem tylko burczeć z niezadowoleniem, bo nie podobało mi się to ani trochę. Przewalski zasługiwał na wszystko co najlepsze, ale uczucia trzeba było wyciągać z niego masowo. Wszystkie szepty, drobne muśnięcia, niby zwyczajny dotyk, a rzucał się jak kot, który pozwalał łaskawie dosłyszeć swoje mruczenie tylko tym, którzy dopieszczą go najlepszą karmą na rynku.
— Dexter, chciałbym, żebyś w tym roku nie trafił przed sąd, jeżeli pozwolisz — mruknął zimno. Przewróciłem oczami, doskonale wiedząc, że czego nie załatwią sądy, to załatwią koligacje. A moja rodzina nadal była lepiej sytuowana niż ta Adama. W większości. — Po prostu go ignoruj. Udawaj, że go nie ma. On będzie specjalnie gadać przy tobie o mnie, będzie mówić rzeczy irytujące ciebie, a ty masz to po prostu ignorować, stać za szybą. Nie mam ochoty pędzić do Mińska, bo Dexter złamał drugiemu uczniowi rękę i próbować tłumaczyć ciebie z tego, że dałeś się ponieść emocjom. Bo jesteś ponad to, prawda?
— Oczywiście, że tak — odparłem pewnie. — Jestem pierdoloną oazą spokoju, a przynajmniej będę, jak go zajebię — mruknąłem, zrzucając delikatnie chłopaka na łóżko i obracając go, żebyśmy leżeli twarzą w twarz. — Znikąd przylazł tutaj za tobą, już zdążył... — Nie. Zdecydowanie tamtego komentarza Foma nie powinien słyszeć — mnie zdenerwować, mi to pachnie spiskiem. — Skrzywiłem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz