— I tak mnie kochasz, Gene. — Ooj, grabisz sobie, Miracles. Walnęłam go łokciem w żebra, mrużąc groźnie oczy i wymamrotałam cicho "Vene. Vene, do cholery, James". — Poza tym, nadal mam tobie do oddania jedno małe cholerstwo, o ile ta piekielna kukiełka nie zgniotła się w bagażu. Czym ty ją zaklęłaś? Ogień, lód, woda, rozpuszczalnik, nic nie dało rady tego cholerstwa zamknąć choć na moment, gadatliwość i skorość do wkurwiania ma zdecydowanie po właścicielce. — Posłałam mu uroczy uśmiech, przechylając głowę na bok, jakby to był największy komplement na świecie. Ha, trzeba było mi odpisywać i odpowiadać na moje telefony, idioto, to byś nie musiał się użerać z moim kukiełkowatym odpowiednikiem. Poza tym to była całkiem niezła zabawa, tworzenie miniaturowej wersji samej siebie, żeby kogoś wkurzyć to cudowne zajęcie, nie licząc szycia, podczas którego straciłam z kilka litrów krwi, a na każdym moim palcu u dłoni widniał opatrunek od przeklętych igieł.
Mrugnęłam zdezorientowana, gdy chłopak pociągnął mnie za sobą w innym kierunku i parsknęłam śmiechem, machając szybko na odchodne Diaskro. Swoją drogą trzeba będzie lepiej dziewczynę poznać, zdecydowanie. Z tych kilku krótkich minut nic nie wywnioskowałam, zwłaszcza że się nie odezwała słowem.
— Musimy jej zwiać, zanim się rozmyśli i mi znowu na głowę spadnie. — Uśmiechnęłam się lekko.
— Jak zwykle zajęty, Jamesiątko — mruknęłam, używając zdrobnienia używanego przez jego siostry w odwecie za "Gene". — Właściwie nie zdążyłam spytać. Co cię sprowadza w te urocze strony do równie uroczej uczelni, jaką jest AWU? — spytałam, wlepiając w niego zielone oczy i zrównałam się z nim krokiem, żeby mnie nie ciągnął za sobą niczym kukłę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz