Tak bardzo typowe przekomarzanie się między sobą, które ja mogłam tylko obserwować z nikłym uśmiechem na ustach, bo w sumie te niektóre dogryzki były zabawne. Naprawdę, przysięgam. Zwieńczone to zostało szerszym otwarciem okna (stwórcy dzięki), które może w jakiś sposób pomogło, choć troszeczkę, na zbierający się w pokoju dym.
— Coś się stało? — mruknął Nivan, siadając za mną, a ja spięłam się jeszcze bardziej.
Bo w sumie nie spodziewałam się tego typu pytania, nie w tym momencie, nie przy Yamirze, nie w zadymionym narkotykowym dymem pokoju, od którego jakimś cudem jeszcze nie zrobiło mi się niedobrze.
— To jak? — zapytał po raz drugi, pochylając się do przodu, by wystawić swoją głowę znad mojego ramienia i spojrzeć na mnie błękitnymi oczami. — Coś nie tak? Coś ze mną? Coś z nim? Zawsze możemy go wyrzucić. — Parsknęłam cichym śmiechem w odpowiedzi.
Krótkie "jestem tu" i ponowne parsknięcie śmiechem ode mnie.
— Źle się czujesz? Ktoś ci coś zrobił? Złamane serduszko? Buszka?
Podniosłam brew, w sumie nawet nie wiedząc, co do końca znaczy ostatnie słowo wypowiedziane przez Niva.
— Nie, naprawdę, wszystko jest dobrze, nie ma czym się przejmować — odpowiedziałam, uśmiechając się i rozluźniając się, po czym odchyliłam się do tyłu, by oprzeć głowę na ramieniu chłopaka. Jest dobrze. Zmrużyłam oczy i ściągnęłam brwi. — Buszka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz