Pozostało mi jedynie uśmiechnąć się ciepło, na jego drobne gesty świadczące o tym, że absolutnie nie był wszystkiego pewien, a niezamknięte sprawy dalej bodły i jego i mnie. Drgnął niespokojnie, poruszył się dziwnie, jakby nieco skrępowany, zawstydzony i zdenerwowany jak cholera, a ze mnie wszystko już zeszło. Cały strach, cały niepokój, cała złość, o ile ona kiedykolwiek istniała. Na niego chyba nie potrafiłem się gniewać.
Dlatego tylko uniosłem wyżej kąciki, gdy z jego ust padł swego rodzaju komplement odnoszący się do barwy mojej skóry.
I uśmiechnął się, tak szeroko, tak ładnie, tym najpiękniejszym, najukochańszym, nieco szelmowskim uśmiechem. I jego oczy, te piekielne, błękitne oczy, też wpatrywały się we mnie tak ładnie, jak w obrazek, z iskierkami, z energią w czystej postaci.
I ciszą na ustach, bo chyba to wszystko nam starczało. Własna obecność, spokój i tyle niewypowiedzianych słów, które chyba nawet nie były nam potrzebne, bo towarzystwo, po tak długiej przerwie, było wszystkim, czego tylko nam brakowało do szczęścia. Przynajmniej mi.
— Mam cichą nadzieję, że pozwolisz mi się wytłumaczyć, zanim zaczniesz krzyczeć i sobie pójdziesz. — Zbliżył się do mnie z miną zbitego szczeniaka. Nie odpowiedziałem. — Ojciec był tak cholernie uparty i wymyślał rzeczy, których nie ma. Nie chciałam wyjeżdżać i zostawiać was bez słowa, ale pilnowali mnie przez cały ten czas, nie mogłem wysłać durnej wiadomości, że żyję. Tak bardzo cię przepraszam — zaczął nagle, niespodziewanie. Mocno. — Wiem, że to zraniło was wszystkich, a w szczególności ciebie. Co ze mnie był za przyjaciel, huh? Powiedz coś, odezwij się chociaż żałosnym „spierdalaj”. Proszę cię.
Skończył tak szybko, jak zaczął, z głośnym zaczerpnięciem powietrza, sapnięciem, krytycznie beznadziejnym wgryzieniem się w atmosferę, jakby płuca odmówiły mu posłuszeństwo, a wyraz twarzy sprawiał, że miałem ochotę pochlastać się na miejscu.
— Tęskniłem. — Jedyna rzecz, jaką byłem w stanie z siebie wydusić w tym momencie, bo nic innego nie brzmiało teraz w mojej głowie dobrze, jak wyznanie, to krótkie, przeklęte wyznanie, które mówiło tak dużo i tak mało jednocześnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz