Walentynki.
W a l e n t y n k i.
I przepraszam bardzo, ale wyjątkowo jebać dzisiaj Alexa. Ciśnienie mi skacze, serce wyrzuca z piersi, a emocje przyprawiają mnie o migreny. Plus wyznanie mu uczuć w taki dzień jest bardziej niż tandetne. Plus nigdy tego nie zrobię. Plus niech cholera go weźmie, mam dość, dopiero co wrócił i już mi gra na nerwach w dosłownie każdym możliwym stopniu. A to zachowaniem, a to słowami, a to nieświadomym naruszaniem mojej przestrzeni w sposób dość niekonwencjonalny, na przykład znowu kładąc mi głowę na kolanach, albo staniem zbyt blisko.
Poprawiłem włosiska, odgarnąłem kosmyki z twarzy i odetchnąłem ciężko. Bawmy się dobrze z...
Izel Carter.
Ktoś, o kim nigdy nie słyszałem, kogo nigdy na oczy nie widziałem, nawet nie wiedziałem, że chodzi do tej szkoły. Połapać się w nówkach sztukach jest coraz trudniej, bo kolejne napływy dzieciaków są coraz potężniejsze. Potop awuski, powiadam.
— Przepraszam, Aurelion Podolski? — Usłyszałem nagle z boku, na co zostało mi się odwrócić, by dostrzec fioletowowłosą, uroczą, ale to najurokliwszą dziewczynę na uczelni. Landrynka w czystej postaci, cukier wylewa się drzwiami i oknami, ratuj się kto może! — Izel Carter, miło mi.
Czyli oto moja para.
— Hej, mi również miło cię poznać. A więc to z tobą przyjdzie mi spędzić ten urokliwy wieczór, co?
Niepalnijgłupstwa niepalnijgłupstwa niepalnijgłupstwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz