sobota, 24 lutego 2018

Gdzie jest mój tygrysek? [3]

Różowawe włosy zatańczyły w powietrzu, rozbiegany wzrok padł na mnie, a mi pozostało się zastanawiać nad tym, na jakiego świrusa trafiłem tym razem, bo powiedzmy sobie szczerze, w tej szkole nikt nie był do końca normalny. Tur nagle westchnął, jakbym mu zrzucił kamień z serca, znowu zwrócił na mnie swój wzrok, na co posłałem mu nieśmiały uśmiech, bo jednak mam nadzieję, że nie postanowi połamać mi wózka, albo kości, albo wózka i kości.
— Nie, nie. To ja się zamyś... — Zatrzymał się wcięty, pustka w oczach, chwilowe mielenie tematu, a po chwili powrót do obłąkanego ciała. — Powinienem uważać, a nie słyszeć, że ktoś się martwi moim stanem. — Zaśmiał się, a mi zostało się zastanowić, z jakiej choinki urwał się chłopak, bo słowa były nieskładne, mało co rozumiałem, on najwidoczniej też. — Z tego wszystkiego zapomniałem... Przepraszam, ale chyba nie miałem jeszcze usłyszeć, jak się nazywasz. — Tym razem to ja parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową, bo nie no, zdecydowanie brakowało mu którejś tam klepki. Norma, absolutna norma dla tej szkoły, chyba nie spotkałem tutaj jeszcze nikogo, kto byłby w stanie racjonalnie myśleć i postępować, ze mną włącznie.
— Hope Dawkins, cała przyjemność po mojej stronie — odparłem, nie urywając śmiechu i przy okazji wystawiając dłoń w stronę chłopaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis