sobota, 24 lutego 2018

Deja vu [6]

Na widok uśmiechu oraz roziskrzonych ocząt dziewczyny ucieszyłem się, że rzuciłem tą propozycją ruszenia w plener i zrobienia małego pikniku.
— Taaak, jesteś genialny. — Podskoczyła zabawnie podekscytowana. — To ja pójdę do kuchni zrobić kanapki, a ty po herbatę, chętnie spróbuję tej o smaku czarnej porzeczki. I za 15 minut się zobaczymy przed budynkiem. — Mrugnąłem zaskoczony i odprowadziłem wzrokiem odchodzącą w podskokach Sofię, której brązowe loki podskakiwały razem z nią. Po dłuższej chwili, gdy ogarnąłem sytuację, roześmiałem się cicho, zwracając uwagę paru uczniów, ale ich zignorowałem. W końcu musiałem zrobić herbatę, prawda?
Ruszyłem w kierunku akademiku, w czasie drogi układając listę rzeczy do wzięcia oraz przeanalizowałem, ile słodyczy pochowałem na dnie walizki i jakie. Minąłem ślady po pastelach na podłodze w pomieszczeniu, których nie umiałem zmyć, więc sobie były. Miałem tylko kilkanaście minut, więc w pośpiechu, nieogarze i nadziei, że nie wywinę orła i zaryję twarzą o deski pokoju w trakcie pakowania. Po sześciu minutach byłem gotowy z dwoma termosami herbaty o smaku czarnej porzeczki, paroma paczkami ciastek, herbatników, biszkoptów i innych takich, no i aparat. W zeszłym roku mało zdjęć porobiłem, to trzeba nadrobić i zapełnić puste miejsca na karcie pamięci. No, i miałem tylko jednego siniaka, bo uderzyłem się o krawędź łóżka! Może jednak dwa... Ale jak na mnie to wyczyn. Raźnym krokiem ruszyłem na umówione miejsce, zerknąwszy na zegarek. Ten dzień zdecydowanie zapowiadał się miło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis