Dziewczyna chętnie przystała na moją propozycję i zaraz ruszyliśmy razem w stronę akademika, zastanawiając się, u kogo dziś upijemy się ciepłym naparem w towarzystwie słodyczy.
— Masz herbatę w pokoju, czy idziemy do mnie? — spytała dziewczyna, a ja uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie, że w tym roku zaopatrzyłem się w swoje o smaku czarnej porzeczki i owoców leśnych oraz trochę słodkich rzeczy, bo jednak życie bez czekolady to nie życie. Skoro i tak mam chodzić obity, to niech mi przynajmniej nie zabierają cukru.
— Jeśli lubisz owoce leśne lub czarną porzeczkę, to mam, jeśli nie, to możemy do ciebie iść, ale i tak bym musiał na chwilę wpaść do siebie, bo nie chcę znowu tak wpadać bez niczego i ci wszystko wyjadać — odpowiedziałem, wspominając swoja ostatnią, niespodziewaną wizytę w poszukiwaniu apteczki, bo byłem zbyt tchórzliwy, żeby zajrzeć do pielęgniarza. Cóż, tylko ja mogłem mieć takie przekichane szczęście i położyć rękę tam, gdzie nie trzeba, a potem latać ze zranieniem.
— Ewentualnie możemy zebrać jakiś termos z herbatą, jedzenie i udać się w plener, koło biblioteki czy coś. Mi to obojętne — dodałem, poszerzając delikatnie uśmiech, po czym spojrzałem na Sofię, wciskając dłonie do kieszeni spodni. Dzień był ładny, więc czy spędzimy czas na zewnątrz, czy wewnątrz budynku nie robił mi różnicy, bo jednak miałem bardzo miłe towarzystwo, z którym wizja herbaty i czegoś słodkiego napawała mnie optymistycznym uczuciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz