piątek, 2 lutego 2018

Deja vu [2]

Dziewczyna obróciła się do mnie z lekkim przerażeniem oraz zaskoczeniem, ale zaraz zostało to zastąpione uśmiechem, który odwzajemniłem. Wzrokiem zlustrowała moją twarz, a ja siłą woli powstrzymałem się przed nerwowym podrapaniem się po policzku i spuszczeniem głowy, żeby nie mogła zobaczyć tych licznych plastrów. Cóż, co się zobaczyło, to się nie odzobaczy.
— Dobry, odpoczęłam na wakacjach. A ty? Co się stało, że tyle plastrów? — Oparłem się ramieniem o drzewo, koło Sofii i westchnąłem cicho, uciekając wzrokiem w bok.
— Naprawdę szkoda gadać. A to schody, a to dla stóp droga jednak nierówna, a to podczas gry w badmintona wpadłem w gniazdo os, które ukryło się w trawie. — Zaśmiałem się cicho z własnego nieszczęścia, pocierając kark, muskając palcami strupy, po czym wróciłem spojrzeniem do brunetki.  — Cała norma — dodałem, wzruszając ramionami i delikatnie poszerzyłem uśmiech, acz wyglądała na co najmniej przerażoną, więc prędko jeszcze powiedziałem: — Ale było fajnie, spotkałem się z rodziną, babcie też odwiedziłem, wycieczka odhaczona i żyję, co jest chyba najważniejsze.
Prawdopodobnie wiele osób nadal zastanawiało, jakim cudem chodziłem jeszcze po tym uniwersum, skoro wyglądałem, jakbym wpadł do maszyny do mielenia, a potem próbowano mnie niezdarnie poskładać i posklejać z pomocą plastrów oraz bandaży, tworząc kukiełkę z mięsa przypominającą chodzące nieszczęście. Co nie zmienia faktu, że byłem wdzięczny tej osobie.
— Zostawiając plastry, nie masz może ochoty na herbatę? I ciastko? Chrzanić zakaz cukru, na razie nikt nie powinien zauważyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis