sobota, 24 lutego 2018

Czarownicy pies [X]

— Nie ma za co, raczej ja przepraszam, że musiałam być przy tej rozmowie — odparła tylko szeptem. Prychnąłem pod nosem i pokręciłem głową, bo w sumie to, co gówniara innego miała zrobić, skoro moje dość nienormalna towarzyszka zatrzasnęła drzwi na amen, pomachała nam kluczykiem przed oczami i zaczęła swój bal, swoje mądrości, swoje dogryzania i potok słów, głównie boleśnie prawdziwych. Oboje mogliśmy chyba tylko położyć uszy po sobie i słuchać tego, co na nas wypluwała, głównie na mnie, ale mniejsza o to.
Podkulenie ogona i cisza zawsze była dobrym wyjściem, czemu teraz nagle przestaje działać. Czemu wszystkie brudy nagle wychodzą na wierzch? Miały tyle lat, czemu dopiero teraz i w takim tempie?
Westchnąłem cicho i przejechałem dłońmi przez włosy, odgarnąłem je do tyłu, zatrzymałem ręce na karku i pociągnąłem nosem. Za dużo, zbyt szybko.
— Przypomniała sobie kurwa po iluś latach, idź pan z tym wszystkim w pizdu — warknąłem, przemieszczając się do swojego biurka, żeby móc zagarnąć wszystkie własności, teczkę, skórzaną torbę, piórnik i inne, absolutnie niepotrzebne do życia szpargały. — Najlepiej zapomnij o tym, co miało miejsce — rzuciłem do dziewczyny przed opuszczeniem gabinetu.
Prochów nie mam, alkohol się kończy, moje relacje międzyludzkie zanikają w zatrważającym tempie, tajemnice zawodowe już wcale nie są tajemnicami, a mi wszystko się na łeb wali i pali.
Jeszcze do tego wszystkiego pełnia.
Cudownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis