czwartek, 1 lutego 2018

Czarownicy pies [1]

Zebrałam wszystkie kartki, które mogłam znaleźć i wybrałam się do szkoły. W czasie wakacji zawsze kiedy się poczułam źle, lub dobrze, lub jakkolwiek, opisywałam to za pomocą ołówka, kredek lub akwareli. Z czego tych ostatnich używałam najczęściej, bo nie trzeba była rysować wyraźnych konturów, granic, których moje emocje też nie miały. W szkole skierowałam się prosto do sali artystycznej, a przynajmniej taki był mój plan, w praktyce jednak zaprowadziłam jeszcze pierwszaka na stołówkę po drodze. Zapukałam do sali, ale nikt nie odpowiedział, więc otworzyłam powoli drzwi. Przy oknie stał nauczyciel, który wcale nie wyglądał lepiej niż ostatnim razem, gdy go widziałam. Schudł, pod oczami miał ciemne wory, włosy były długie i skołtunione, a ubrania nie były prane od co najmniej tygodnia. Podeszłam powoli, nie wiedząc, co zrobić. Ja czułam się lepiej, pogadałam z Herą, odpoczęłam w wakacje, obejrzałam cały sezon "Mody na skrzydła", a stan nauczyciela tylko się pogorszył. To był człowiek, który potrzebował pomocy, po prostu. Odłożyłam kartki na parapet i spojrzałam w kierunku, w którym patrzył.
— Wiem, że jest ciężko, i pewnie jeszcze trochę będzie, ale musisz powoli zacząć się wynurzać z dołu, w który wpadłeś. Niedługo zaczynają się lekcje, a sam wiesz, że nie możesz uczyć w tym stanie. Chce ci pomóc, ale sam musisz też chcieć — powiedziałam cicho, wyglądając za okno. Darowałam sobie wszelkie zwracanie się na pan i inne formalności, to był w tym momencie człowiek, który potrzebował pomocy, pogadać, a zwracanie się na pan raczej by mu nie pomogło. Poza tym, nawet mnie nie uczył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis