Dexter zmrużył oczy, jakby chciał sobie przypomnieć, jak owa Pel wyglądała, a gdy otwierał usta, przysłuchiwałem się uważnie z nadzieją, że opis pomoże mi znaleźć właścicielkę zdenerwowanego Dropsika. Rozczarowałem się trochę...
— Małe słońce narodu, błogosławiona nadzieja tego świata, kwiatkowy wzór dobroci, ucieleśnienie idei słodyczy. — Spojrzałem na niego zdziwiony, unosząc jedną brew, a w moich oczach pojawiło się nieme pytanie, jednak nie skomentowałem tego. Nie powiem, to była bardzo pomocna odpowiedź, miałem szukać nadziei tego świata. Czy ona też błyszczała jak jej królik? To byłoby pomocne, gdybym krzyknął "Pel", a ona by się zaświeciła niczym gwiazdka. — Zaprowadzić cię?
Westchnąłem ciężko, poprawiając uścisk, w którym trzymałem uszate stworzenie i kiwnąłem głową.
— Byłbym wdzięczny, zwłaszcza, że darcie mordy, nie bardzo mi się uśmiecha — wymamrotałem. Nie wiedziałem, kto by się bardziej zapadł pod ziemię. Ja, bo szukałem kogoś, kogo wyglądu nie znałem, czy ona, ponieważ jakiś rudy dzieciak drze się i krzyczy jej imię na cały kampus? Meh, podziękuję.
— Ah, a nie przerwałem ci w czymś ważnym? Wyglądałeś na dość zdenerwowanego... — Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie minę Dextera, zanim go zaczepiłem. Chociaż teraz wyglądał na znacznie bardziej spokojnego, a jedynym kłębkiem negatywnych emocji wydawał się być zwierzak, który nadal piorunował bruneta wzrokiem, jakby planował dla niego wyjątkowo bolesną śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz