niedziela, 14 stycznia 2018

Ratunku, królik pali wzrokiem [3]

To cholerstwo mnie nie lubiło, byłem tego świadomy. Zwierzak raczej nie należał do najprzyjemniejszych okazów swojego gatunku, sam podejrzewałem go o wysoką radioaktywność, więc, co mogłem zrobić, tylko wzruszyć ramionami. Nie lubi, to nie lubi, po co się denerwować, ja tu starałem się dostarczyć zgubę [a raczej planowałem pomóc w tym akcie zbrodni narodu], więc powinien być mi wdzięczny, jak zwykle cały świat ma moje plany i dobre zamiary tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Dobra, dzieciak był... dzieciakiem. Yev nie należał do najstraszniejszych ludzi na tej ziemi, był raczej mały, drobny, wątły, a przy tym przypominał błędne skrzyżowanie nie tego chromosomu co trzeba. Siedem nieszczęść, dokładniej ich realizacja. Średni wzrost, ilość plastrów, która prawie przekraczała liczbę piegów na twarzy chłopaka, włosy, przez które pewnie nawet nie wiedział, w którą stronę zmierza. I złote oczy, które błyskały niepewnie, od czasu do czasu przypominając, że przecież właściciel nadal znajduje się na miejscu, chociaż naprawdę rzadko cały i zdrowy.
— Nie, tak właściwie to nie mam zielonego pojęcia, kim ona jest, ale chciałbym ją jak najszybciej znaleźć. Jak ona właściwie wygląda? — Zmrużyłem na moment oczy, próbując sobie przypomnieć rysopis Pel.
— Małe słońce narodu, błogosławiona nadzieja tego świata, kwiatkowy wzór dobroci, ucieleśnienie idei słodyczy — wyrecytowałem jednym tchem, udając, że nie zauważam zdziwionego spojrzenia chłopaka. — Zaprowadzić cię?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis