poniedziałek, 1 stycznia 2018

Ratunku, królik pali wzrokiem [0]

Doprawdy, nie miałem pojęcia, dlaczego zgodziłem się pomóc jakiejś pannie z klubu miłośników zwierząt, ale chyba prawdopodobnie dlatego, że nie zdążyłem powiedzieć cokolwiek. Spojrzałem na brązowego królika, którego dziewczyna mi wcisnęła, prosząc, żebym przekazał go właścicielowi, bądź właścicielce. Właściwie licho wie, bo nie raczyła mnie poinformować, do kogo to zwierzątko należało. Jakby tego było mało, uchaty wpatrywał się we mnie morderczym spojrzeniem, a jego pyszczek zdawał się wykrzywiać w naburmuszonym grymasie. Brr, aż mnie dreszcze przeszły.
Rozejrzałem się bezradnie po korytarzu, byleby nie patrzeć na królika, szukając jakiejkolwiek żywej duszy, która mogłaby znać właściciela tego przemiłego zwierzątka. Nieporadnie i niepewnie trzymałem Dropsika [imię zwierzaka poznałem, szkoda, że nie było mi potrzebne], gdy szedłem w kierunku akademika z zamiarem pukaniem do wszystkich pokoi i pytaniem: "Czy to twój królik?". Lepszego planu działania nie miałem. Co prawda mogłem ruszyć do oranżerii, odłożyć milusińskiego do jednej z klatek i powiedzieć, że nie mój problem, ale jakiś irytujący głosik z tyłu głowy nie pozwalał mi na to. Pomińmy to, że bałem się, że skrzywdzę królika, co z moim szczęściem było całkiem możliwe.
Gdy znalazłem się w akademiku, ciesząc się w duchu, że nie wyrżnąłem się gdzieś po drodze i z ulgą zauważyłem, że parę osób się kręci po korytarzach głównie w celu wyjścia na dwór ze względu na ładną pogodę. Natychmiast zaczepiłem jedną z osób.
— Przepraszam, czy to twój królik? A jeśli nie, to przynajmniej wiesz, do kogo należy? — spytałem z nadzieją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis