poniedziałek, 8 stycznia 2018

Panie, nie ze mną te numery [0]


A czy ja byłem złym człowiekiem? 
Nie.

A czy zamierzałem być złym człowiekiem?
Nie.
A czy potrzebowałem udowodnić, że źli ludzie nie zostawiają kogokolwiek, a już zwłaszcza nie mojego Fomę, zalanego w trzy dupy, pewnie naćpanego, z traumą od pierwszej schadzki z przydrożnym rowem, a sądząc po szramach na jego dłoniach to z każdą powierzchnią o nieregularnej strukturze. Wliczając płoty, drogi, kamienie i pewnie ze dwie lub trzy rynny. Po moim trupie.
Szukałem tylko zaczepki, krążyłem jak sęp, nawołując i wypatrując wciąż profesora Amadeusza, który zdawał się spierniczać z mojego pola widzenia w podskokach i w sumie potrafiłem to zrozumieć. Poruszałem się wściekle, chodziłem jak najarany i słabe samopoczucie Fomy nie pomagało odzyskać mojemu ciału równowagi.
Potrzebowałem konfrontacji, wyżycia się na czymś, a facet był idealną dogrywką. Słabą, bo słabą, ale przecież nie można mieć wszystkiego, a zresztą, jak straszny mógłby być kijowy wilkołak na sterydach, który pewnie pół godziny temu wciągnął nosem jakieś świństwo?
Zabić, zabić, zabić. Wyszedłem na zewnątrz, nadal szukając wzrokiem gościa odpowiedzialnego za mój przyszły wyrok w zakładzie karnym. Chociaż teraz, w tym wieku, to już pewnie więzienie. A z drugiej strony koneksje rodzinne i pochodne powinny mi raczej umożliwić spokojne życie. Nawet za kratami, kto by się spodziewał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis