środa, 3 stycznia 2018

Konflikt biblioteczny [8]

Właśnie rysowałem bibliotekę, która była całkiem urokliwym budynkiem z czerwonej cegły, gdy nastało małe zamieszanie. Jacyś rośli panowie, krzyczący Mińsk i ogółem sytuacja przedstawiała się ciekawie, ale nie chcąc narażać się dyrektorowi, tylko cyknąłem fotkę, żeby móc rysować z fotografii, a potem zwiałem ze swoimi rzeczami, woląc pozostać poza zasięgiem rażenia gniewu pana i władcy placówki. Bo krzyczący Mińsk i kulący się trzej faceci to zły znak. Dopiero w drodze do akademika wychwyciłem, co nie było trudne, bo wszyscy o tym głośno rozmawiali, że zamierzają się pozbyć ducha. Aż posmutniałem na tą wieść. Co prawda moje początki z duchem nie przedstawiały się najlepiej. Zabierał mi książki, zanim je dotknąłem. Obrywałem po głowie jakimiś dokumentami, które zaraz wracały na swoje miejsce. Raz nawet wyleciałem z budynku na krześle. Acz gdy zrozumiałem, że rzecz w moich brudnych od pasteli palcach, krwi, która wyciekała z niezbyt szczelnego opatrunku oraz tego, że niezbyt ostrożnie obchodziłem się z jego książkami, to starałem się naprawić swoje mankamenty oraz błędy i ciosy padały zdecydowanie mniej, jedynie wtedy, gdy nieopatrznie zrobiłem coś, co mu się nie spodobało. Nawet kupiłem jakąś książkę z antykwariatu, której w bibliotece nie widziałem, jako fajkę pokoju, po tym, jak wyleciałem na krześle. Może to było moje osobiste odczucie, ale czułem się wtedy, że zawarłem jakąś nić porozumienia? Że choć trochę zaakceptował mnie w swoim przybytku, nawet jeśli obrywałem od czasu do czasu? Jakoś tak. O dziwo, w bibliotece z duchem czułem się bezpieczniej niż w jakimkolwiek innym miejscu na terenie kampusu, nie licząc sali artystycznej. Poza tym musiał być jakiś powód, dla którego duch tam przebywał. Co prawda, nie znałem go, ale chciałbym go poznać.
Z tego, co słyszałem, nie byłem jedyny, który wolał mieć ducha w bibliotece i parę uczniów postanowiło stanąć w obronie swego rodzaju gospodarza, strażnika i maskotki budynku z czerwonej cegły. No, i profesor Amadeusz jasno określił swoje stanowisko w tej sprawie, rzucając bardzo, bardzo subtelną groźbą niezdania roku, jeśli pomożemy w jakikolwiek sposób duchowi.
Przełknąłem ślinę, ruszając do swojego pokoju, by odłożyć rzeczy i powtarzając niczym mantrę "Spokojnie, spokojnie, Yev". Cóż, będę musiał się bardziej starać na zajęciach artystycznych. Zastanawiałem się, czy taka niemota jak ja mogła w jakikolwiek sposób pomóc. Bo co mogłem zrobić? Wywalić się na łowców? Owinąć się w folię bąbęlkową, stać się ogromną kulą i poturlać się w ich stronę? Zarazić ich swoim pechem, brakiem koordynacji ruchowej i całkowitą niezdarnością?
Przypomniałem sobie nagle o napoju, który zrobił James, żeby miał tę odrobinkę szczęścia i przestał "zarywać" do podłogi. Skoro jest szczęśliwy eliksir, to musi być też taki przynoszący pecha, prawda? I jeszcze tylko, jak im to podać? W jakimś soku albo herbacie, może kawie, jeszcze czymś innym? Z takimi myślami szedłem korytarzem, szukając potencjalnego sojusznika, sam nie wychylając się ze swoimi intencjami oraz nie mówiąc, po której stronie stałem. Potrzebowałem osoby, znającej się na alchemii. A przewodniczącego klubu alchemicznego zdecydowanie nie poproszę, za bardzo mnie przerażał i nie znałem jego stosunku do ducha biblioteki. Nie mogłem też wyskoczyć z pytaniem "Hej, umiesz zrobić eliksir, który sprawi, że łowcy schrzanią wszystko, za co się zabiorą?", bo to mijałoby się z dyskrecją.
Nagle w zamyśleniu wpadłem na kogoś i wróciłem na ziemię, układając usta w przepraszającym uśmiechu.
— Bardzo przepraszam — wymamrotałem do dziewczyny, na którą wpadłem i zaraz rozpoznałem w niej Sofię. Uniosłem wyżej kąciki ust, zmieniając wyszczerz na bardziej wesoły. — O, cześć. Czyżby rozeznanie w terenie, której stronie idzie lepiej? — spytałem, starając się zamaskować nerwowość. 


573 punkty dla drużyny A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis