Biblioteka budziła chwilowo wyjątkowe zainteresowanie, zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Sama stałam niedaleko wejścia, obserwując rozwój sytuacji. Wyraźnie dało się dostrzec różne nastawienia do sprawy ducha, chociaż niektórzy pokazywali to bardziej subtelnie od innych. Na razie nie miałam okazji zrobić niczego, co pomogłoby duchowi, czy mu przeszkodziło. W mojej głowie narodził się jednak szatański plan, ale nadal nie byłam pewna co do tego pomysłu. Wiązał się ze sporym poświęceniem, ale chyba chciałam zaryzykować. Duchowi również należał się szacunek, a postępowanie łowców nie wydawało mi się słuszne. Realizację mojego planu zaczęłam od dyskretnego wycofania się do damskiej łazienki. Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Znalezienie odpowiednich środków czystości nie zajęło mi wiele czasu, ale zanim przeczytałam etykiety minął dobry kwadrans. Mój plan zakładał spożycie mydła lub płynu do podłogi, ale niekoniecznie wywołując u mnie jakieś długofalowe skutki. Znalazłam w końcu coś odpowiedniego, jakieś zwykłe białe mydło. Na opakowaniu znajdowała się informacja odnośnie przechowywania przedmiotów daleko od dzieci, ale w składzie wydawało się w miarę w porządku. Pozbycie się go z organizmu miało nastąpić dość prędko, więc szansa na szkodę była i tak minimalna, ale wolałam nie ryzykować. Odkręciłam butelkę i wlałam sobie do ust nieco płynu, wymiotując niemal na miejscu. Duch powinien docenić poświęcenie, bo czegoś równie głupiego chyba nigdy nie zrobiłam świadomie. Odwrócenie uwagi dyrektora mogło dużo zdziałać, ale potem będę musiała znosić jego krzywe spojrzenia do końca moich dni w szkolę. Z trudem udało mi się przełknąć kilka kropel mydła, ale po namyśle zostawiłam sobie jeszcze porcję w ustach, żeby móc ją wykorzystać już w bibliotece. Gdy tylko wyszłam z łazienki, poczułam jeszcze większe nudności. Przez płyn w moich ustach, czułam każdy unoszący się w powietrzu kurz przylepiający się do mojego języka. Czując, że już niewiele dłużej dam radę powstrzymać odruch, przyspieszyłam kroku i przepchnęłam się koło kilku uczniów w drzwiach. Od razu skierowałam się ku dyrektorowi. Wydawał się zdeterminowany, żeby zrobić jakieś postępy w akcji. Towarzyszyli mu łowcy duchów oraz współlokatorka Vene, Wanda, która najwyraźniej miała im coś niezwykle ważnego do powiedzenia. O ile mogłam to określić na pierwszy rzut oka, raczej należała do popleczników ducha. Podeszłam bliżej, nie kłopocząc się kulturą i zwyczajnie im przerwałam:
— Panie dyrektorze... — jęknęłam, nie musząc nawet zbytnio się wysilać — Nie czuję się najlepiej... Chyba mięso na stołówce było dzisiaj jakieś nieświe... — Nie zdążyłam dokończyć zdania, bo zwymiotowałam prosto na buty dyrektora. Łowcy odsunęli się kilka kroków, zdegustowani. Wanda również nie wydawała się zachwycona, ale najwyraźniej zrozumiała mój zamiar. Napotkawszy wzrok dyrektora, skuliłam się. Jego oczy wyraźnie mówiły, że ma ochotę zamordować mnie na miejscu. Miałam jedynie nadzieję, że nie będzie zwlekał ze zmianą obuwia.
437 dla drużyny A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz