Westchnął głośno.
— Kobiety — prychnął, a ja spojrzałam się na niego z pytaniem w zielonych oczach. — Jak zwykle racjonalne i wszystko zwalające na okres — stwierdził, a ja odpowiedziałam prychnięciem, bo wcale tak nie jest, w końcu okres nie trwa wiecznie. — Z problemem nivowskim spróbuję pogadać, ale niczego nie obiecuję, bo sam nie wiem, kto się w te plotki bawi. Fomę zostawiłabyś Dexterowi, a zresztą ty masz wystarczająco dobre stopnie, nie powinnaś się aż tak nauką przejmować. Kyo znowu ci dokucza? — zapytał. — Ale, hej, na brzuch mogę spróbować coś poradzić, o ile powtórka z leczniczej zabawy nie będzie ci przeszkadzać — dodał na koniec, a ja westchnęłam i wtuliłam się jeszcze bardziej, bo był taki ciepły i miły, jak nie James Hopecraft. I może i pachniał skórą czy środkami czystości, co nie było zachęcającym zapachem, ale najważniejsza cecha zostawała spełniona. Ciepło.
— Wcale nie zwalamy wszystkiego na okres, przecież nie trwa wiecznie... — mruknęłam, chowając głowę w zagłębieniu pomiędzy szyją a ramieniem. — A nawet jeśli, to gdybyś go miał, to też byś zaczął zwalać — dodałam, prychając. — Tak, znowu zaczął za mną chodzić, udaję, że go nie widzę — mruknęłam i powierciłam się trochę, żeby nadal było ciepło. — Co do brzucha to możesz... — mruknęłam, choć pewnie słowa dla chłopaka nie były zbyt zrozumiałe, bo mówienie, wtulając się w kogoś to nie jest doskonały pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz