Nie wyglądała na poruszoną. Wychodziło na to – moja dłuższa nieobecność zaowocowała tym, że już się mnie nawet nie bała.
Miałem wybór.
Wyprostować stosunki między nami albo je jeszcze bardziej pogorszyć, ale za to pokazać dziewczynie, kto tutaj faktycznie rządzi i kto jest tym, który będzie wydawać jej polecenia, kontrolować, gdzie przebywa, z kim i... Kyozuo, starczy. Chociaż raz mógłbyś być tym normalnym.
— Wygląda na to, że i tak się nie boisz... — westchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę, że nóż w tylnej kieszeni kompletnie mi się nie przyda. Chociaż z każdą chwilą było coraz ciemniej, co oznaczało, że nikt nie zobaczyłby ewentualnej zbrodni, nie miałem serca jej zranić. W związku z tym ważna była każda minuta.
Miałem wrażenie, że dziewczyna tylko czekała, aż wykonam jakikolwiek ruch. Jakby już pogodziła się ze swoim ostatecznym losem, jakby czekała już tylko na śmierć.
— To wszystko mija się z celem... — mruknąłem sam do siebie. Byłem wręcz pewien, że z każdą chwilą ma mnie za jeszcze większego idiotę, niż kiedykolwiek wcześniej. — Chyba wypada w końcu... Przeprosić?
Sam nie dowierzałem swoim słowom, więc nie było możliwości, żeby i Wanda uwierzyła.
— Dalej, powiedz coś — warknąłem, nieco się irytując. Powinna chociaż docenić, że całkowicie zmieniłem swoje plany względem niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz