sobota, 9 grudnia 2017

Rewolucja cukrowa [11]

Zaczął się... śmiać. Ze mnie. Prychnęłam, machnęłam blond włosami i zaplatając ręce na klatce piersiowej, obróciłam głowę w bok x oburzeniem. Ja nie pozwalam!
— Oh, karmo, za moją reakcję skończę w piekle, ale nie da się inaczej — mruknął, próbując dalej powstrzymywać swój nagły i chaotyczny napad głośnego śmiechu, który w pewnym momencie stał się prychaniem i próbą złapania jakiegokolwiek powietrza w płuca. — Hej i tak nie jest tak źle, spójrz na tego rudego chłopaka — stwierdził, dalej się uśmiechając, a ja chyba nawet wiedziałam, o kogo mu chodzi. — Przynajmniej bardziej niż pewien jestem tego, że musisz bardzo, bardzo, bardzo uroczo wyglądać w takich skarpetkach, albo kapciuszkach. — Prychnęłam oburzona.
Pokręcił się w miejscu, poprawił się i ponownie... zaczął się bujać. Zmierzyłam go palącym wzrokiem, a on odwdzięczył się szerokim i przekornym uśmiechem, parskając przy okazji śmiechem.
Huk. Jedno odchylenie się do tyłu za daleko, a Niv poleciał na plecy, wręcz wykrzykując przekleństwo, po czym jęknął. Zerwałam się ze swojego krzesła z przerażeniem w oczach, chcąc sprawdzić, czy na pewno żyje, czy na pewno nie rozbił sobie głowy i może się ruszyć. No i chciałam powiedzieć to jedno, tak bardzo irytujące zdanie.
— A nie mówiłam? — zapytałam, przechylając głowę w bok i uśmiechając się, gdy zauważyłam, że panu niebieskookiemu nic się nie stało. — Masz za swoje, z dam się nie śmieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis