sobota, 9 grudnia 2017

Cisza przed burzą [3]

— Mam dla ciebie trochę papierów do wypełnienia, wprowadzenie do roboty w samorządzie i tak dalej, i tak dalej. Mogę wejść? — James kontynuował swój wywód.
Nie pytając o pozwolenie, wszedł do pokoju, a ja odsunęłam się, robiąc mu miejsce. Pewnie w normalnym przypadku rzuciłabym jakąś kąśliwą uwagę, ale tym razem się powstrzymałam. Z przewodniczącym samorządu powinnam być raczej w dobrych stosunkach. Zignorowałam także fakt, że usiadł na moim łóżku. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby usiadł na krześle. Łóżko należało do pewnego rodzaju prywatnej sfery, gdzie walało się sporo sierści. Oczywiście sam o tym nie pomyślał. Trudno, nie ja będę miała rudy zadek.
Chłopak szybko zlustrował wzrokiem pokój, zatrzymując się dłużej na pewnych elementach. Nie skomentował bałaganu panującego naokoło, tylko kontynuował swój wywód:
— Witamy na nowej drodze życia i tak dalej. Zacznijmy od tego, że musisz przychodzić regularnie na spotkania samorządu, jak normalnego klubu, wypełniać papierkową robotę, ale do tego wprowadzimy cię na najbliższym spotkaniu. Jako członkowi rady przysługuje ci również zaktualizowana przepustka, po prostu podrzuć mi swoją Kartę Atlancką w tym tygodniu i zmienimy ustawienia, żebyś mogła wszystkie drzwi otwierać w szkole i akademiku. Nie ponosisz już kar za przebywanie w czasie ciszy nocnej poza pokojem, no i możesz zamienić swój pokój i wprowadzić się do Pokoju Samorządu. Masz na razie jakieś pytania? — Rzucił mi spojrzenie, jakby badając moją reakcję.
Pokręciłam przecząco głową, obserwując go uważnie. Pewnie niedługo zacznie się robić niezręcznie, ale miałam to w nosie. Do głowy przyszła mi pewna myśl, przez co zmarszczyło mi się lekko czoło:
— Chociaż... — mruknęłam do siebie. — Jak często odbywają się spotkania samorządu? — Zanim zdążył odpowiedzieć dorzuciłam kolejne pytanie. — I czy będę musiała nosić taki mundurek jak Ty? — Podbródkiem wskazałam jego blezer. — W sensie z dodatkową informacją, że należę do samorządu? — To była chyba moja najdłuższa wypowiedź od tygodnia. Byłam niemal pod wrażeniem swojej gadatliwości.
Podeszłam do krzesła i na nie opadłam. Niby niewiele dziś robiłam, ale jakoś bezpieczniej się czułam, siedząc. James już raz był świadkiem mojego omdlenia, nie chciałam tego powtarzać. Sięgnęłam po długopis i na powrót zaczęłam się nim bawić. Popatrzyłam na chwilę na przewodniczącego samorządu i zmrużyłam oczy. Wpatrywał się we mnie bez słowa, intensywnie nad czymś myśląc.
— Co jest? Mam coś na twarzy? Czy zadałam zbyt skomplikowane pytania? — Zabrzmiało to nieco bardziej kąśliwie niż zamierzałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis