— Nie, mnie też raczej w te strony nie ciągnie. Nawet nie chodzi o to, że nie lubię ludzi, ale chyba mi się po prostu nie chce. Widzisz, jestem dość leniwa. Jeżeli chodzi o pożytki z tego, to głównym jest chyba pokój samorządu, a ja go nie potrzebuję. Poza tym nie mam czasu, bo maluję, a jeszcze przydałoby się czasami pouczyć. — No tak, przecież dziewczyna malowała, spędzała tam całe boże dnie, śmierdziała farbą, była wiecznie pobrudzona kolorowymi ciapkami i mogła uchodzić za tęczowego jaguarołaka, czy co to tam było. — Słyszałam od Hery, że jesteś z Katowni? Masz tam rodzinę? To znaczy, masz braci albo siostry? Ja ich mam aż za dużo. — Na pytanie zareagowałam głośnym, aż nieco za głośnym śmiechem, bardzo szczerym, bardzo prawdziwym. Zdjęła bluzę, o którą tak walczyła, bo jednak było dla niej za ciepło. Tak myślałam. Zawsze tak jest.
— Czy mam braci albo siostry? Oczywiście, ale raczej to drugie. Ogólnie w mojej rodzinie nie ma mężczyzn, jak mam być szczera. — Zaczęłam bawić się warkoczem, rozplątywać to znowu zaplatać, albo poluzowywać poszczególne kosmyki, bo coś mi po prostu nie pasowało. — Nie są to jakieś szczególne ilości na pokolenie, ale owych jest naprawdę sporo i zdają się ciągnąć w nieskończoność. Wiesz, niczym sekta. — Pokręciłam głową, dalej delikatnie śmiejąc się pod nosem. — A ty? Skąd pochodzisz? — Rudowłosa szuja zdążyła już zagrać mi na nerwach. Podejściem do życia, swoim gwiazdorzeniem i wiedzeniem o dosłownie wszystkim. A idź pan z tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz