poniedziałek, 18 grudnia 2017

Girl Power [0]

Zaplatałam warkocz już jakiś piąty raz, bo z każdym kolejnym podejściem byłam coraz bardziej rozczarowana moją robotą, a nie chciałam wyglądać jak kompletne czupiradło. Wystarczyło już, że poszło mi oczko w kabaretkach, poplamiłam sweter, gdy byłam na stołówce, a do tego rozmazała mi się lekko maskara. To zdecydowanie nie był mój dzień.
W końcu odpuściłam tej syzyfowej pracy i z cichym westchnięciem, postanowiłam dalej przemierzać korytarze w kompletnej ciszy, przyglądając się mijanym co jakiś czas grupkom. Jak dotąd nie zyskałam znajomych, prawdopodobnie samo złe rozpoczęcie znajomości z Hopecraftem sprawił, że moja szkolna reputacja poleciała na łeb na szyję, no bo nie lubić tego, jakże miłego skurwysyna chłoptasia?
Z krótkiego, wewnętrznego monologu wybiły mnie przytłumione głosy, które raczej się kłóciły. Sala muzyczna. Czyżby Vanilka znowu darła koty z Varenem? To wcale nie tak, że śledzę poczynania całej szkoły, sama za bardzo się w to nie wtrącając.
— Kpisz sobie ze mnie, prawda? — Męski głos, zdecydowanie nie należał do długowłosego panicza z korbą na punkcie muzyki. Pierdolnięty zagrywał się dnie i noce, ileż można? — Mówiłem ci, że nie mam zamiaru wynosić się stąd tylko i wyłącznie przez twoje widzimisię, więc, z łaski swojej, wypierdalaj, panienko. — Stanęłam w drzwiach, obserwując uważnie całą scenkę. Posiadaczem niezbyt rozwiniętej kultury słowa był nie kto inny jak mój drogi kolega z ławki, Nivan Oakley.
— A ja ci mówiłam, gdy ja maluję, nikt nie muzykuje, twoja makówka tego nie pojmuje? — Vanilka założyła ręce na piersi i przeniosła ciężar ciała na lewą nogę.
Girl power to girl power, a ja z chęcią dopiekę mojemu dobremu znajomemu.
— Och błagam cię, Oakley, damie nie ustąpisz? — Wtargnęłam do sali z uśmiechem na ustach, a Niv wiedział, że zapowiada się ładna szopka. — Po tobie spodziewałam się czego innego, skarbeńku, a może jedyną kobietą, którą darzysz względnym szacunkiem, jest twoja matka, co? — Punkt dla mnie. Chłopak zacisnął mocniej palce na pałeczkach i cisnął nimi w bębny, stając i prostując się jak struna.
— Renulka, ty się lepiej nie interesuj, bo kociej mordy dostaniesz, to sprawa między naszą dwójką. — Wyszedł zza perkusji i wypiął pierś, zakładając ręce na piersi. Pan będę wyglądał na roślejszego, co?
— Się tak prężysz, tylko uważaj, żeby ci żyłka na jajach nie pękła. No dalej, zmykaj, pograsz sobie kiedy indziej.
— Codziennie muszę jej ustępować, wyjedź mi tylko z tym twoim feminizmem, a nie ręczę za siebie, to już nie jest równouprawnienie, a wywyższanie jej nade mnie.
— No już już, nie denerwuj się tak, może dyżury sobie zrobicie? Ale to innym razem, no, zmykaj.
— Kpisz sobie?
— Dobrze, Nivan, widzę, że inaczej z tobą nie można. Co mam zrobić, żebyś sobie poszedł? Zioło? Piguły? Czy może zdjęcie nagiej Przewalskiej, żebyś miał do czego trzepać? — Jego spojrzenie mówiło samo za siebie, a na mojej twarzy zaistniał tryumfalny uśmiech. Bez słowa opuścił salę, jednakże doskonale zdawałam sobie sprawę, że odstawi mi niezłe kazanie na następnej lekcji numerologii i z pewnością nie da spisać zadań, bo szczwany lis radził sobie lepiej z każdym przedmiotem. — Żyjesz tam jeszcze? — Tym razem zwróciłam się do dziewczyny, która musiała oglądać całe to przedstawienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis