poniedziałek, 18 grudnia 2017

Cisza przed burzą [7]

Chyba nie było aż tak źle.
— Nic bardziej szczególnego, ale możemy od razu pójść i wprowadzić cię do systemu. Podać plakietkę, zaktualizować Kartę Atlancką... No i, nie ukrywając, stos papierkowej roboty już czeka, pani premier. — Uśmiechnęłam się lekko na jego wypowiedź, którą dodatkowo podkreślił teatralnym ukłonem. Czasy mojego członkostwa w samorządzie zapowiadały się lepiej, niż myślałam. Jeśli James zawsze podchodził tak lekko do sprawy i łatwo wybaczał trudniejsze dni, to dam radę to przeżyć. Szczególnie drażliwa robiłam się podczas okresu, ale miałam nadzieję, że to też wybaczy.
— Jestem gotowa, monsieur.  — Dygnęłam, co mnie samą zaskoczyło.
James puścił mnie przodem przez drzwi, chociaż najbardziej zadziwiło mnie, jak sprawnie udało mu się wstać z mojego łóżka. Wcześniej wyglądało na to, że już na dobre się tam zadomowił.
Przewodniczący poprowadził mnie korytarzem, korzystając z kilku nieznanych mi przejść. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem do siebie, kiedy uświadomiłam sobie, iż już niebawem będę mogła omijać hordę uczniów właśnie takimi skrótami. To na pewno będzie błogosławieństwo dla moich uszu oraz pewna ulga dla twarzy. Rzadko, bo rzadko, ale zdarzało się też już dostać z czyjegoś łokcia. Z moim wzrostem nie należało to do wyczynów trudnych, bo łokieć przeciętnie wysokiego chłopaka lub wysokiej dziewczyny znajdował się właśnie na tej wysokości. Nie miałam bladego pojęcia, dokąd prowadził mnie chłopak. Szłam za nim w milczeniu, zastanawiając się, czy bycie małomównym też będzie go irytowało. Niektórzy mają z tym problem, ale wymuszanie konwersacji na siłę nigdy mi nie wychodziło. Gawędzenie także nie należało do mojej natury, więc po prostu w dalszym ciągu się nie odzywałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis