piątek, 29 grudnia 2017

Diabeł ucieka zachodem [X]

Chłopak na chwilę odpłynął, gdzieś w zakamarki swojego umysłu, ale już po chwili znowu pojawił się ten sam Hopecraft, co zawsze.
— Cóż, co to za zabawa, odkrywać wszystkie karty za pierwszym razem? Spróbuj kiedy indziej, Przewalska — mruknął, uśmiechając się.
Założył rękawiczki, a zniszczone dłonie zniknęły sprzed moich oczu, po czym wstał z krzesła i odwrócił się w stronę okna. Odwzajemniłam jego uśmiech, bo jednak ta krótka wypowiedź oznaczała, że jeszcze będzie szansa. Westchnęłam i tym razem już stanęłam na, troszkę chwiejnych, nogach.
— A więc liczę na kolejne szanse — oświadczyłam, parskając śmiechem, po chwili stukając obcasem i odwracając się na pięcie. — Jeszcze raz dziękuję za pomoc, mam nadzieję, że będę miała okazję się odwdzięczyć — powiedziałam, a mój uśmiech się poszerzył, bo oboje wiedzieliśmy, że nie odpuszczę, a odwdzięczę się w już znany nam sposób. — To... do widzenia, miło się rozmawiało i wyczekuję kolejnych spotkań, choć w milszych okolicznościach — pożegnałam się, ostatni raz spoglądając na blondyna, który oparł się o ścianę i z dłońmi włożonymi w kieszenie, obserwował mnie z lekko zmarszczonym czołem.
Dygnęłam, po raz kolejny parsknęłam śmiechem, po czym wyszłam z pokoju, jakoś nie zastanawiając się, żeby poczekać na odpowiedź. Bo po co?
Myślę, że oboje wiedzieliśmy, że maść i tak powstanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis