niedziela, 10 grudnia 2017

Diabeł ucieka zachodem [3]

Dobra, coś tu ewidentnie było nie tak. Przewalska zrobiła się blada, nawet jak na jej prawie papierową skórę to była stanowczo złym znakiem, dlatego zrobiłem krok do przodu, bojąc się, że zaraz się przewróci. W międzyczasie dziewczyna sama czmychnęła nieco do tyłu, opuszczając wzrok i kręcąc głową, co tylko dodatkowo wzbudziło moją czujność.
Przewalska i cisza? Opuszczanie wzroku? To nawet nie brzmiało właściwie, głowę zawsze trzymała wysoko, z tym swoim starannie wyprofilowanym uśmieszkiem pierwszej klasy, strzygła na prawo i lewo oczami, rzucając te swoje piekielnie urokliwe wnerwiające spojrzenia, przyprawiające mnie o dreszcze. To zawsze było takie wzajemne poszukiwanie się na korytarzu, szybkie spotkanie oczu, świadomość, że oboje gramy sobie na nerwach, a jednocześnie oboje zwykliśmy odkrywać cudze, nie własne, karty. 
— Wszystko jest dobrze, dziękuję panu za troskę — odpowiedziałam, szepcąc. Podniosła głowę, znowu spuściła, zastukała obcasami, a to wszystko w czasie przewrotnej, ciężkiej ciszy. 
I wtedy prawie upadła. Wystrzeliłem do przodu, chcąc ją złapać, zanim sama opadła na framugę drzwi, biorąc ciężki oddech. 
— Czy... mogłabym usiąść? — zapytała cicho. 
— Jeszcze się pytasz? — spytałem z przestrachem, na Cesarza, Foma mnie jeszcze posądzi o zrobienie czegoś jego siostrze, Dexter mnie zabije, a już zwłaszcza Heather, gdy Przewalska umrze w moim pokoju. Doskoczyłem do dziewczyny i pomogłem jej dojść do łóżka, na które opadła z jękiem. 
— Pomóc ci? Co ci jest? Mogę cię zbadać? — zadałem jej serię pytań, odpinając jedną ze szlufek na rękawiczce. Jakby to ostatnie jednak było bardziej konieczne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis