Zlustrował mnie uważnie wzrokiem, marszcząc delikatnie czoło. Złość wymalowaną na jego twarzy zastąpiło jakieś dziwne zdziwienie, wręcz lekkie zaniepokojenie.
— Nie, znaczy... — mruknął i odkaszlnął. — Jest z Dexterem, wyszli gdzieś, jakaś randka czy coś, więc pewnie szybko nie wrócą, ale... — stwierdził, a ja zagryzłam wargę. Niedobrze, bardzo niedobrze. — Mogę w czymś pomóc? Nie wyglądasz najlepiej — zauważył, przekręcając głowę w bok i postępując jeden krok w moją stronę, na co ja odsunęłam się, po czym opuściłam wzrok.
A jak ty możesz mi pomóc, panie Hopecraft, podczas gdy najlepsi lekarze nie mogli tego zrobić?
— Wszystko jest dobrze, dziękuję panu za troskę — odpowiedziałam cichutko, szeptem, bezosobowo i podniosłam wzrok na chłopaka, który dalej przyglądał mi się uważnie.
Staliśmy w dosyć niewygodnej ciszy. Złote włosy opadły mu na twarz, przysłaniając przy okazji brązowe oczy chłopaka. Złote loki trochę urosły od drugiego roku i ewidentnie nie planował ich ścinać. Ponownie opuściłam wzrok na swoje lakierowane buty i zastukałam obcasem dwa razy, nie wiedząc dokładnie, co zrobić.
I nagle kolana się lekko ugięły, a ja na chwilę straciłam równowagę, przed zielonymi oczami pojawiły się tańczące mroczki. Szybko oparłam się dłonią o pobliską ścianę i przymknęłam oczy, chcąc odzyskać jakąkolwiek świadomość.
— Czy... mogłabym usiąść? — zapytałam z iskierką nadziei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz