piątek, 29 grudnia 2017

Diabeł ucieka zachodem [19]

Dziewczyna wydawała się uspokajać, a ja zastanawiałem się, czy mogę ją pozwać za bawienie się moim ciśnieniem. Raz miła i układna, raz wredna i pyskata, a znowu w nadmiarze dumna i wtykająca nos w nieswoje sprawy, ale gdy tak myślałem o tym bardziej, przecież to była własnie cała kwintesencja Przewalskiej. Ta cała niepewność, chwiejność, chaotyczność.
W niektórych kręgach może nawet całkiem urokliwe akceptowalne. Przystępne. No, może jednak tylko akceptowalne. 
— Spokojnie, w pełni zrozumiane — powiedziała, poprawiając koszulę. Nie gap się, James, nie gap. Przewalska może być nadetną młódką, ale to nadal uchodzi za podglądanie damy. I prawdopodobnie również pedofilię. — A moja propozycja z maścią nadal aktualna, zawsze w poniedziałki po lekcjach mam oranżerię praktycznie dla siebie, więc zapraszam. — Podrapałem się z zakłopotaniem po szyi. Za duże ryzyko. Już i tak wypapałem zbyt dużo, bo mój język praktycznie sam się rozwiązywał przy dziewczynie, a to znaczyło, że powinienem zwiewać w podskokach. Nawet jeżeli w sumie miała nawet oczy podobne do Lisbeth.
Nie pomyślałeś o tym, Hopecraft.
— Nie jesteś czarodziejem, prawda? — Tak, skup się na pytaniu, skup się, wnerw się, zareaguj.
— Cóż, co to za zabawa, odkrywać wszystkie karty za pierwszym razem? Spróbuj kiedy indziej, Przewalska. — Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, wstając i zakładając z powrotem rękawiczki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis