— Pokaż. Zobaczymy, co można z tym zrobić — powiedział, a ja drgnęłam. Beznamiętnie spojrzałam na blondyna, prostując się, a dłonie kładąc na kolanach. Nie, nie chcę, nie pokażę. Panika się wdarła do oczu, palec stuknął kilka razy. — A tak przy okazji, to wiesz, że blizny i różne cholerstwa nie mają wielkiego znaczenia? — zapytał, machając ręką, a ja drgnęłam ponownie, na twarz wdarł się wyraz wyrzutu i złości, bo nie, niektóre blizny mają ogromne znaczenie.
Już po raz kolejny zapadła cisza. Znienawidzona cisza, która mówiła tak wiele, zdradzała i praktycznie pokazywała wszystkie karty drugiej osoby. Przełknęłam ślinę i, nie dowierzając, że to robię, wyjęłam koszulę ze spódnicy, po czym zaczęłam odpinać dolne guziki. Oczywiście nie wszystkie, nie miałam zamiaru rozbierać się przed Hopecratem, tak jak niektórzy, tylko tyle, by móc pokazać
— Jeżeli wyjdzie to poza naszą dwójkę, mówię tu też o Fomie — zaczęłam chłodno, biorąc przy tym krótki oddech — to obiecuję, dowiem się o tym. Bardzo szybko. I nie ręczę wtedy za moje słowa, swoje działania i inne rzeczy, które mogą się tobie przydarzyć.
Zmarszczyłam czoło, gdy doszło do mnie, co przed chwilą powiedziałam. Groziłam Hopecraftowi. Brawo Wanda, tak dalej, zaraz wylądujesz w grobie, który właśnie sama sobie kopałaś. Pokręciłam głową, parsknęłam nerwowym śmiechem.
— Przepraszam, brzmi to beznadziejnie — stwierdziłam i powróciłam do odsłaniania blizny.
I oto ona. Ciągnąca się przez całe prawe biodro, przez nogę, przez plecy, blizna przypominająca te po poparzeniu, poszarpana, nierówna, ewidentnie odznaczająca się na tle skóry. Głęboka. Bolesna, tak bardzo bolesna. Oczywistą oczywistością było to, że Hopecraft nie zobaczył jej całej. Tylko wyrywek, kawałek.
— Ciągnie się od łopatki do kolana. Tyle — oświadczyłam, wzdychając i zaciskając oczy. Opuściłam materiał koszuli, po czym rozwiązałam włosy, bo warkocz zaczął ciągnąć, ciążyć. — Głęboka, źle zagojona, bo dobrze zagoić się nie mogła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz