piątek, 22 grudnia 2017

Diabeł ucieka zachodem [13]

Dobra, to może jednak nie poszło do końca takim torem, jaki sobie upatrzyłem. Może nawet zareagowałem nazbyt agresywnie, ale zwyczajnie miałem dosyć kręcącego się wkoło nosa Przewalskiej. Zwyczajnie nie potrzebowałem ani jej łaski, ani jej spojrzenia, które ciągle wracało do moich dłoni. I najbardziej denerwowało mnie to, że użyła innego tonu. Zaczęła inaczej się poruszać. Nawet wystosowała w pewien sposób propozycję rozejmu, jeżeli chęć pomocy można ujrzeć w ten sposób. I to chyba przelało czarę goryczy, bo nie potrzebowałem, aby do moich spraw wtrącał się ktokolwiek. Zwłaszcza, że skoro nosiłem cały czas te pierdolone rękawiczki i raczej nikogo nie informowałem o tym wszem i wobec, to raczej nie życzyłem sobie zamieszanej w całą sprawę siostry Fomy.
— Słucham? — zapytała, przekrzywiając głowę w prawo i otwierając oczy. — No cóż, pomagać na siłę nie będę. — Wzruszyła ramionami. — Szkoda, każdą ofertę pomocy od kogoś gorszego po prostu odrzucasz? Nawet nie wiesz, co chciałam zrobić, w jaki sposób bym to zrobiła, co potrafię i co wiem. Ale mnie sumienie gryźć nie będzie, bo w końcu proponowałam pomoc — warknęła, a ja mogłem tylko westchnąć w duszy. — Dziękuję za pomoc, myślę, że naszą współpracę możemy zakończyć właśnie na tym etapie, bo ewidentnie się nie potrafimy dogadać. Ty mnie oceniasz, ja ewidentnie denerwuję ciebie swoją osobą, więc po co to kontynuować? — Usiadła na brzegu materaca. — Co do upiększania się, ja nie muszę wszystkiego wiedzieć, ty również.
Zapadła niekomfortowa cisza.
— Przepraszam — mruknąłem, chcąc ukryć twarz w dłoniach, ale ostatecznie bez rękawiczek wolałem niczego nie dotykać. — Jestem dosyć drażliwy na tym punkcie. — Nawet nie wiedziałem, czemu zacząłem się jej tłumaczyć. — Po prostu, to nie zadziała, wiesz? Nie chcę ciebie w nic wplątywać, ale to nie jest choroba, tylko coś w rodzaju wady genetycznej. Całkowicie normalne dla mojego gatunku. I jeżeli przez tysiąclecia naprawdę nic z tym nie wymyślono, to nie chcę się bawić w jakieś złudne... — Nadzieje. Które zawsze gdzieś tam były i zawsze okazywały się płonne. — Zresztą, nieważne. Nie powinnaś na razie wstawać, zaraz znowu może zrobić ci się słabo. I co w końcu z tym upiększaniem? Bez oceniania, ale skąd kompleksy? — Pochyliłem się nieco do przodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis