Spojrzał się na mnie zielonymi, przeszywającymi ślepiami, po czym odetchnął głośno
— Wiem — oświadczył, po czym wstał, powoli podszedł w moim kierunku i mnie... przytulił. Tak po prostu, długie ręce zacisnęły się wokół mnie. I nagle to on prowadził rozmowę, to on tutaj pocieszał. A mnie zamurowało. — Wszystko będzie dobrze, Wanda, obiecuję.
I zapadła cisza. Czułam cytrynową woń, czułam jego oddech na własnej szyi i czułam ciepło bijące od niego. Było... dziwnie? Zwłaszcza, gdy ma się nie więcej niż metr siedemdziesiąt, a osoba przed tobą ma ponad dwa metry. No cóż, jak w bezpiecznej bańce.
Odchrząknęłam, odsuwając się od niego lekko, cały czas zaskoczona tym wylewem jakichkolwiek emocji.
— Nie lubisz rozmawiać, prawda? — zapytałam, uśmiechając się. — No już, już, uśmiechamy się, łapiemy Fomę sposobem na "Foma, mam kawę" i z nim rozmawiamy. Znając życie, pewnie prychnie i odwróci się do nas plecami, ale cóż, spróbować trzeba — stwierdziłam i parsknęłam śmiechem.
Ponownie zapadła nieprzyjemna cisza, która robiła się jeszcze bardziej nieprzyjemna w sali alchemicznej, w której zdecydowanie królował Dexter. Westchnęłam, po czym uśmiechnęłam się szeroko. Bo w końcu dlaczego by nie porozmawiać o ciekawych wpadkach mojego brata z kimś, kogo na pewno to interesowało? Jak to najprawdziwsza siostra.
— Wiedziałeś, że Foma kiedyś wpadł do studni? — mruknęłam, dzieląc się jedną z ciekawostek. — Byłam przy tym, tak po prostu przechylił się za bardzo do przodu i... wpadł. Był, a po chwili go nie było. I powiem ci, nawet nic sobie o dziwo nie złamał! — Parsknęłam śmiechem. — Albo przychodził do kuchni w nocy i od tak zaczynał robić ciasto. A że w końcu zaczęli ją zamykać, to kradł mi spinki i nauczył się otwierać zamki... Powiem ci, że on zawsze wyglądał jak niewinny aniołek, a naprawdę to jest zło wcielone. I zawsze gubi kubki. Lub je tłucze. Chyba najlepiej załatwić mu na następne urodziny takie plastikowe, te mógłby upuszczać do woli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz