piątek, 22 grudnia 2017

Cukier światłością narodu [8]

— Wołam o listę do kupienia, a odpowiadając na twoje pytanie, jak na razie dobrze. Oceny w miarę dobre, nikomu się nie naprzykrzam, nikt mi się nie naprzykrza. Można rzec sielanka. A u was dwóch?  — spytała, rozluźniając się nieco. W międzyczasie nasza dwójka rozpoczęła akcję poszukiwawczą długopisu wraz z jakimś kawałkiem papieru, ale znaleźliśmy jedynie ołówek i w miarę zdatną do życia białą serwetkę, więc Vin zaczął opowiadać i zabawiać dziewczynę, a ja w międzyczasie próbowałem przeliczyć, jak dużo Vene jest w stanie unieść. Powiedzmy ciasto truskawkowe, bo truskawkowe ciasto musiało być. Kilka tabliczek czekolady, wyłącznie mleczna lub z orzechami, każda ińsza jest wyłącznie świętokradztwem. Czy mam jeszcze jakieś szczególnie pilne, wymarzone rzeczy? Hm, pomyślmy. Słodko-kwaśne żelki, ciastka, koniecznie wiśniowe, bo te stały na piedestale tuż obok mojej miłości do truskawek. Dużo wafelków, najlepiej z nadzieniem waniliowym, wszelkiego rodzaju batoników, pakowane galaretki w każdym możliwym smaku, bo nawet tego Mińsk zakazał, co było chore. 
— Trzymaj i wyceń od razu — mruknąłem, podsuwając gotową listę Vene. Nie ukrywając, zrobiłem się głodny, ale przynajmniej Vin wyglądał na ukontentowanego rozmową z dziewczyną, kto by pomyślał, że jego narzekanie o poszukiwaniu różnych rzeczy za pomocą metod wróżbiarstwa ekstremalnego kogokolwiek zainteresuje, ale Vene wyglądała na ożywioną. W sumie to nawet nie wiedzieliśmy o niej za dużo, papiery przeszły bardziej przez ręce Heather, niż moje czy Jamesa. — Swoją drogą, skąd jesteś? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis