niedziela, 10 grudnia 2017

Cisza przed burzą [4]

— Chociaż... — mruknęła do siebie Joce. — Jak często odbywają się spotkania samorządu? — Miałem już odpowiedzieć, ale widać, że nie tylko ja nakręcałem się jak katarynka przy tłumaczeniu czegoś. — I czy będę musiała nosić taki mundurek jak Ty? — Wskazała głową na mój blezer, na którym nie zauważyłem niczego dziwnego. Ostatecznie przecież nie był brudny, prawda? — W sensie z dodatkową informacją, że należę do samorządu? — Och, faktycznie, dosyć często zapominałem o przypince z logiem samorządu. Skinąłem głową, obserwując dalsze ruchy dziewczyny, która ruszyła do krzesła i opadła na nie z kocią gracą. Wzdrygnąłem się, wspominając jej poprzednie omdlenie, jak i to Przewalskiej. Przysięgam, tutaj trzeba chyba w końcu wymienić pielęgniarza, bo za dużo ludzi mdleje bez jakichś większych przyczyn czy szumu. 
— Co jest? Mam coś na twarzy? Czy zadałam zbyt skomplikowane pytania? — parsknęła z drwiną. Przewróciłem oczami, stwierdzając, że to może nie być najlepsza osoba do mojego planu. Mogła niektóre rzeczy wziąć bardziej do siebie, inne mniej, ale najpierw należało załatwić samorządową robotę. 
— Będziesz musiała, ułatwi to uczniom odnajdywanie cię w tłumie. Spotkania mamy prawie pięć razy w tygodniu, ale zazwyczaj staramy się, aby się wymieniać i przychodzić na dwa, trzy. Nie oznacza to jednak mniejszego stosu papierkowej roboty, więc przygotuj się. I nie, po prostu się zamyśliłem. — Mruknąłem pod koniec coś niezrozumiałego, zmiękczając wypowiedź. — Przepraszam, jestem nieco burkliwy, ale pewne problemy... — nazywane Foma i Dexter — uniemożliwiają mi właściwe ogarnianie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis