Zakręciłam się na krześle, pstrykając zarazem długopisem. Od jakiegoś czasu nie udało mi się zrobić nic produktywnego. Moje wypracowanie, nad którym zaczęłam pracować godzinę temu, póki co ograniczało się do dziewięciu słów. Jocelyn O'Connor małym drukiem w rogu kartki oraz tytuł Wpływy I Wojny Światowej na ewolucję człowieka zapisanie równo czarnym atramentem. Dookoła porozrzucane leżały też grube tomy o historii Ziemi. Zdążyłam na razie wywnioskować, że muszę w swoim wypracowaniu zawrzeć coś o bombach atomowych. Podobno to one jako pierwsze pozostawiły w geosferze ślad, który sięgnął głębiej niż tylko do wierzchniej warstwy. Nie byłam pewna czy to liczy się jako ewolucja człowieka. Pod ewolucję filozoficzną można by to nawet podpiąć, rozważyć nastawienie społeczeństwa czy nawet śmierć wielu ludzi. Z biologiczną wyglądało to już gorzej, mianowicie nie miałam pojęcia na ile ludzkości wpływała bomby. Zapewne jakiś mniejszy procent ucierpiał, ale tajemnicą pozostawało dla mnie dalsze szczegóły. Pewnie trzeba będzie naprawdę przeczytać te podręczniki, a nie jedynie je kartkować. Książki odłożyłam mniej więcej w momencie, w którym opisywano bitwy. Historia nigdy nie była dla interesującym przedmiotem. Jedynie niektóre, ważniejsze wydarzenia czasem próbowałam malować. W przypadku większych wojen byłoby to zwyczajne marnotrawstwo czerwonej farby. Odłożyłam długopis, którego klikanie zaczynało mi działać na nerwy. Niby nic wielkiego, ale powoli zaczynały mnie boleć uszy. Już miałam rzucić którąś z grubych książek, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Pewnie któraś z dziewczyn wróciła, ale miała zbyt zajęte ręce, żeby móc porządnie zapukać do drzwi. Wstałam, przeciągając się powoli, dopiero po ponownym wyprostowaniu ciała ruszyłam do drzwi. Nie spiesząc się szczególnie, otworzyłam je na oścież. Na widok nowego przewodniczącego samorządu, Jamesa, uniosłam brwi. W zeszłym roku miałam z nim co nieco do czynienia, ale i tak był osobą, którą się spodziewałam spotkać przy drzwiach. Zaskoczona jego widokiem lekko uniosłam brwi. Tym razem nie był to nawet dezaprobaty czy irytacji, jedynie zaskoczenia.
— W czym mogę pomóc? — Zdanie wypowiedziałam neutralnie, co zdecydowanie nie należało do moich mocnych stron.
— Jocelyn? — spytał, chociaż pewnie doskonale wiedział kim jestem. Byłam jeszcze bardziej zdumiona faktem, iż jednak spytał o mnie. Byłam przekonana, że Jane gdzieś ukryła smoka albo innego borsuka, którym miał się zająć samorząd. Olśniło mnie. Jasne, pewnie przyszedł mnie wprowadzić, wytłumaczyć mi co powinnam robić. Chłopak wziął oddech, po czym kontynuował. — ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz