poniedziałek, 27 listopada 2017

Wspomnienia sobotniej nocy [5]

— Na pewno? — zapytał, pochylając się nade mną i przyglądając mi się uważnie.
Podniosłam wzrok na chłopaka, przykładając dłoń do twarzy, jakby chcąc zasłonić bladą skórę czy spuchnięty nos. Nieświadomie.
Był przystojny, zdecydowanie nie dało się temu zaprzeczyć, ale do ideałów również nie należał. Ale w końcu, kto należy? Ostro zarysowana szczęka, a jednak kobieca, wąskie usta przecięte blizną (ciekawe, jak ją zdobył?), choć jeszcze jedna, zdecydowanie większa, przechodziła przez lewą brew.
A i tak najbardziej pochłaniały uważnie studiujące ogromne oczy, kryjące jakieś tajemnice. Niebieskie, wręcz nienaturalnie niebieskie, jak włosy, aktualnie związane, jak u samuraja.
Uśmiechnęłam się. Nieświadomie.
Pomyślałam o tym, jak płynęliśmy razem w tańcu. Jak dobrze prowadził, choć jego ruchom czasami brakowało perfekcyjnej lekkości, ale czy to mi przeszkadzało? Pomyślałam o naszej krótkiej rozmowie po francusku, jak nieporadna ona była, jak potoczyła się w zupełnie innym kierunku, niż zaplanowano.  Nivan nie był perfekcyjny, idealny czy cudowny. Ale to zupełnie nie przeszkadzało, wręcz tak bardzo pasowało w tym natłoku pilnowania, przykładania do linijek czy ustalonych wzorców i zachowań. Był po prostu żywy.
Opuściłam głowę. Jakaś jedna łza wydostała się na zewnątrz. Nieświadomie.
Chłopak miał w sobie to coś. To coś interesującego, coś, co przyciągało mnie jak magnes. 
— Pomóc ci dotrzeć do pielęgniarki? Albo pokoju? — zapytał, a ja wróciłam z krainy myśli do świata żywych.
Uśmiechnęłam się.
— Nie musisz — odpowiedziałam.
Ale i tak to zrobi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis