Po raz kolejny sprawdziłam rzeczy, które znajdowały się w torbie, przy okazji dopowiadając sobie w myślach, co miałam do zrobienia. Pudełko pełne ciastek, żółty woreczek z organzy obwiązany granatową wstążeczką z karteczką, na której widniało "Vanilia" napisane czarnym atramentem [dzięki za Radię, której pismo było dużo ładniejsze od mojego, pełne zawijasów, a przy tym czytelne] oraz list z wnioskiem o pracę. Wszystko było, wszystko miałam, jedynie zajść do sekretariatu dostarczyć list, zanim ruszę do mieszkania Vanili, gdzie umówiłam się z dziewczyną na oglądanie seriali. No, i miałam jeszcze dla niej mały prezent. Aurelion dostał swój woreczek, teraz Vanilka i jeszcze Heather. O, dla Alexa też powinnam zrobić [i nagle znalazłam tysiące powodów do wyszywania].
Związałam szalik w kokardę na ramionach, żeby nie ciągnął się po ziemi, po czym wolnym krokiem skierowałam się pod adres, który podała mi brunetka wcześniej. Dla pewności przed wyjściem jeszcze zapytałam Vene, jak tam dokładnie dotrzeć, bo przypomniałam sobie, że przecież Van z Herą urządziły u siebie wcześniej parapetówkę.
Gdy znalazłam się na miejscu, wzięłam parę głębszych wdechów i zgarnęłam nerwowym ruchem kosmyk włosów za ucho, żeby mi nie wadził. Dopiero po wygięciu ust w uśmiechu nacisnęłam dzwonek obok drzwi, a następnie zaczekałam.
— Dzień dobry, Vanilio. Jak się masz? — spytałam, unosząc wyżej kąciki ust na widok znajomych burzy brązowych sprężynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz