niedziela, 12 listopada 2017

Królewna Smerfetka i dwóch krasnoludków [0]

Odgarnąłem włosy przedramieniem i odetchnąłem cicho. Ciągnąłem do pokoju dwa kilogramy malin, dwa opakowania balonów, butlę z helem oraz czapeczki urodzinowe. Musiałem być silny w imię całego przedsięwzięcia, ale w tym momencie wypluwałem płuca, a do wyrzygania nerki razem z jelitem grubym dużo nie brakowało. Cokolwiek.
Wpadłem do pokoju, doskonale wiedząc, że Aurelek jest z Pel. Miała pilnować, żeby nie przeszkadzał w trakcie przygotowań.
Najpierw nawdychałem się helu i zacząłem śpiewać pierwsze lepsze piosenki, w których trakcie dekorowałem pokój dużymi, kolorowymi balonami z głowami zwierzątek. Mam nadzieję, że mu się spodoba. Musi. Jego uśmiech byłby największą nagrodą, jaką mógłbym otrzymać za całą włożoną w to pracę. Potem ułożyłem dziesiątki butelek lemoniady, które przyciągnąłem tu, gdy Pelcia załatwiła je kilka dni temu. Maliny? Rozsypałem do wielu miseczek ustawionych wszędzie, musiał być do nich szybki dostęp.
Wystukałem wreszcie krótką wiadomość do dziewczyny, wszystko było gotowe. Brakowało tylko Fasolki. Zjawili się po kilku minutach, a Aurel stanął jak wryty. Rozczulające, dwumetrowy kociak stoi z rozdziawioną gębą. Wskoczyłem na krzesło i założyłem mu czapeczkę z narysowanymi, dość koślawo, niebieskimi hortensjami. Pel otrzymała chwilę później podobną, tyle że z Pelargoniami. A ja? Margaretki. Podobno mi pasują.
— Niespodzianka, Aurelku! — Kiedy wstępny zawias minął, krzyknąłem głośno, kto mi zabroni? Spojrzałem na współtwórczynię i uśmiechnąłem się szeroko. — Widzisz? Miałem rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis